Każdy
poszedł w swoją stronę przebrać się i rozgrzać. Po 10 minutach powoli
zbieraliśmy się na torze. Postanowiliśmy jeździć trójkami. Na pierwszy ogień
puściłam chłopaków. Wzięłam pilota od taśmy i stanęła obok startu. Od razu
przypomniała mi się sytuacja sprzed kilku dni z seniorami. Zrobiło mi się
przykro, ale przezwyciężyłam to uczucie i zaczęłam krzyczeć: 3!2!1! START!
Oglądałam jak ta trójka jeździ razem, ale jednak przeciwko sobie. Nigdy nie
miałam tej możliwości, widziałam tylko jak jeżdżą w parze na meczu. Dzisiaj
podziwiałam ich towarzyską walkę. Po drugim okrążeniu można było zauważyć, że
Adrian jedzie słabiej. Bieg wygrał Bartek. Ze śmiechem zaczęłam skandować jego
imię: Bartek Zmarzlik, Bartek! Wszyscy chłopacy zaczęli się śmiać. Gdy
wsiadłam na motor zobaczyłam, że dołączył do nas Łukasz Kaczmarek. Zaprosiliśmy
go do naszych ‘zawodów’. Teraz wszystko wyglądało tak jak na prawdziwym meczu.
W tym biegu sędziował Michael. Zaczął odliczać: Tre! To! En! start!
Wszyscy się domyślili, o które liczby chodziło, ja tylko zaśmiałam się pod
nosem z pomysłowości Duńczyka. Sekundę później taśma poszła w górę i
pojechaliśmy. Na początku jechałam jako ostatnia, ale już pod koniec pierwszego
okrążenia udało mi się wyprzedzić Adriana. Po trzecim okrążeniu wskoczyłam na
drugie miejsce, zostawiając Sówkę i Kaczmarka z tyłu. Bartek przyjechał
pierwszy, w końcu nie miałam możliwości pokonania tak dobrego zawodnika.
Byłam z siebie dumna, zresztą juniorzy też byli pod
wrażeniem. Gdy zsiadłam z motoru zauważyłam, że wszyscy chłopacy stali w
zwartym kółku i o czym ze sobą rozmawiali. Zdenerwowałam się, bo zaczęli się
zachowywać zupełnie tak samo, jak zanim się pogodziliśmy. Powoli zaczęłam się
do nich skradać, chciałam usłyszeć, o czym tak dyskutują. Gdy byłam jakieś 3 metry od nich i prawie
rozumiałam, o czym rozmawiają, potknęłam się o pilota. Wszyscy jak na
komendę odwrócili się i… zaczęli na mnie biec! Nie zdążyłam nawet podnieść nogi
do ucieczki, bo byłam już w powietrzu. Juniorzy zaczęli odliczać. Na zero
wszyscy wypchnęli mnie w powietrze, tak samo jak zawsze robią z żużlowcem,
który wygra jakiś ważny bieg, często decydujący o losach całego meczu. Gdy
wreszcie posadzili mnie na ziemi zaczęłam się śmiać. Trochę się uspokoiłam,
więc Łukasz powiedział:
-Miałaś minę, jakbyś myślała, że biegniemy się zabić!
-Jeszcze
się mi dziwisz? Tak to wyglądało! Rzuciliście się na mnie, jakbyście grali w
rugby, a ja bym była piłką! – powiedziałam, a po moich słowach wszyscy zaczęli
się śmiać. Jeździliśmy jeszcze jakieś 5 biegów. Zajmowałam zazwyczaj drugie lub
trzecie miejsce. Raz się zdarzyłam czwarte, ale ani razu nie udało mi się
wygrać, w końcu zawsze jeździł Michael albo Bartek. Po skończonym treningu
wszyscy udali się do szatni. Ja poszłam pod prysznic, przy okazji śpiewając piosenkę
Imane- ‘You will never know’. Myjąc głowę śpiewałam wers ‘I will never show’,
gdy usłyszałam ruch otwieranych drzwi. Szybko owinęłam się ręcznikiem i
wyszłam. Zobaczyłam, że do pomieszczenia wbiegł malutki kotek. Zaśmiałam się ze
swojej naiwności, przecież nikt inny by tu nie wszedł. Do domu odwiózł
mnie Bartek. Po drodze jeszcze sobie porozmawialiśmy. Byłam wykończona, ale
bardzo szczęśliwa, podobał mi się dzisiejszy trening. Przyszłam do domu i od
razu się położyłam spać.
Następnego
dnia obudził mnie dzwonek w telefonie: była 9. Już wiedziałam, że zaspałam do
szkoły, więc stwierdziłam, że do niej nie pójdę, w końcu był już czwartek, za
kilka dni mecz z Rzeszowem, trzeba było się przygotować. Ubrałam rurki, luźną
bluzkę z krótkim rękawem i przeszłam się na stadion. Gdy tylko weszłam
zauważyłam, że na stadionie jest już Tomek i Matej. Podeszłam do swojego motoru
i zaczęłam się przebierać. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić podszedł do mnie
Matej i przywitał się ze mną: Przytulił i powiedział ‘Cześć’ z uśmiechem. Nie
mogłam wydusić z siebie słowa. Stałam jak skamieniała. Mężczyzna się odezwał:
-Co tam u
Ciebie? Tęskniliśmy za Tobą, mogłabyś częściej wpadać na stadion, może byśmy
razem potrenowali?- Matej widząc, że nie odzywam się zapytał tylko- Wszystko w
porządku? Dobrze się czujesz?
-Tak, tak,
pewnie… Przepraszam Cię, ale muszę już iść. – Po moich słowach Słoweniec zrobił
zawiedzioną minę.- Ale, ale, piękna, czekałem na Ciebie tyle czasu!- Zrobiłam
jeszcze większe oczy, ale nie odezwałam się i poszłam jak najszybciej w
kierunku toalety. Niestety, po drodze zaczepił mnie Tomek:
-Hej
młoda, jak tam? Może jutro trening? Zresztą, zaraz wracam, muszę porozmawiać z
Matejem, potem się umówimy. Poza tym, tam ktoś czeka na Ciebie- pokazał ręką w
kierunku toru. Przy wjeździe stał Niels i machał do mnie, uśmiechając się
promiennie.
Ostrożnie podeszłam do
starszego kolegi, rozglądając się przy okazji, czy nikt mnie nie kręci. Nikogo
nie zauważyłam, więc podeszłam do mężczyzny. Iversen tylko do mnie podszedł i
przytulił, mówiąc: Cześć, kochanie. Myślałam, że się przesłyszałam, nie
wiedziałam, co jest grane.
-Dobra, Niels, dzięki, ale
to jest jakaś ukryta kamera, czy co?- zapytałam po angielsku.
-Ale księżniczko, jaka
ukryta kamera? Chodź tu do mnie, stęskniłem się.- powiedział Duńczyk i
wyciągnął ręce, chcąc mnie objąć, ale udało mi się zrobić unik. Niels zrobił
zawiedzioną minę. Po chwili podszedł do nas Matej.
-Cześć, cześć, cześć,
zakochańce! Trochę za gorąco na trening, może pójdziemy gdzieś? Co Wy na to?
-Przykro mi, ale mamy
plany, jedziemy gdzieś we dwójkę, może następnym razem?- spytał Niels z chytrym
uśmiechem.
-No dobra, dobra, nie będę
Wam przeszkadzał, idę z Tomkiem na pizze. To do jutra.
-No, to pa.- zakończył
rozmowę ze Słoweńcem.- A teraz jedziemy do Ciebie, przebierzesz się i zabieram
Cię na wycieczkę. – mężczyzna ruszył w stronę samochodu, ciągnąc mnie za rękę.
Zaskoczona poszłam za nim.
Odwiózł mnie do domu, a ja
poszłam do góry się przebrać. Ubrałam zwiewną sukienkę i szpilki, zgodnie z
zaleceniami nowego chłopaka, nałożyłam trochę pudru i musnęłam rzęsy tuszem.
Wychodząc powiedziałam rodzicom, że jadę z Nielsem. Nawet się nie zdziwili i
powiedzieli, żebym się dobrze bawiła.
Wsiadłam do samochodu.
Mężczyzna, który na mnie czekał spojrzał na mnie z uwielbieniem, ale się nie
odezwał, tylko od razu ruszył. Po jakiś 10 minutach jazdy dojechaliśmy na
miejsce. Znajdowaliśmy się na niewielkiej polanie w środku lasu. Gdy wyszłam z
samochodu, zauważyłam, że na ziemi leży mięciutki koc i koszyk, sceneria prawie
jak w komedii romantycznej. Usiedliśmy, a chłopak zaczął wyciągać pyszności:
naleśniki ze szpinakiem, muffinki z czekoladą i croissanty. Jak tylko wszystko
wyjął zaczął:
-I jak Ci się podoba,
kochanie? Sam robiłem- powiedział z wyraźnym zadowoleniem, oczywiście po
angielsku.
-No… Bardzo mi się podoba-
powiedziałam ostrożnie.- Ale z jakiej to okazji?
-Głuptasku, jak to z
jakiej? To za to, że jesteśmy ze sobą. Zakochuje się w Tobie z dnia na dzień
coraz bardziej- powiedział po angielsku lekko speszony swoim wyznaniem, lecz po
chwili powiedział normalnym tonem.- A teraz posłuchaj, czego się nauczyłem,
specjalnie dla Ciebie! No więc- Duńczyk zrobił krótką przerwę, wziął głęboki
oddech i powiedział po polsku- Kocham Cię najbardziej na świecie!
Myślałam, że się
przesłyszałam. Zamknęłam oczy i zaczęłam się zastanawiać, co się dzieje. Skierowałam
oczy w stronę słońca, ponieważ przyjemnie smagało mnie w twarz. Po chwili
poczułam cień na twarzy. Domyśliłam się, co Niels chce zrobić, ale nie
zamierzałam otworzyć oczu.
____Eh, jest słabo, bardzo słabo... Tak samo jak w życiu uczuciowym... No ale cóż, świat bywa okrutny, liczę na obiektywną krytykę : )
____Eh, jest słabo, bardzo słabo... Tak samo jak w życiu uczuciowym... No ale cóż, świat bywa okrutny, liczę na obiektywną krytykę : )