niedziela, 27 października 2013

Rozdział 14!

Po dłuższej chwili Sówka odpowiedział:
-No dobra, ale pod warunkiem, że się ze mną spotkasz, muszę Ci coś powiedzieć -W telefonie zaległa głucha cicha- Bartek, jesteś?
-Tak, tak, jestem… Ale będziemy sami? -Zapytał podejrzliwie chłopak.
-No pewnie, że tak. To jak, może dzisiaj w Macu?
-Dobra. O 20 jestem wolny, pasuje?
-Pewnie. To do zobaczenia.
Gdy tylko skończyli rozmawiać Łukasz usiadł koło mnie i przytulił. Nic nie mówił, sam był zdziwiony. Pierwsza odezwałam się ja:
-Misiu… Czemu nie powiedziałeś od razu, że też tam byłeś?- powiedziałam z lekkim wyrzutem.
-Posłuchaj… Gdybym zaczął zaprzeczać, on po prostu by się rozłączył i mi nie uwierzył. A tak mogę mu wszystko wyjaśnić, rozumiesz? -Powiedział łagodnie. No tak, o tym nie pomyślałam.  Łukasz posiedział u mnie do 19.30, a potem pojechał. W napięciu czekałam na jego powrót. Nie mogłam znaleźć miejsca, więc zaczęłam czytać jakąś książkę. Nic z niej nie pamiętałam, ale musiałam zająć jakoś czas.

                                                           *~*
O 20 wszedłem do Mc Donalds. Łukasz już siedział, pod oknem. Miał zamówiony McZestaw, ja poszedłem i kupiłem sobie to samo. Zastanawiałem się, czego ten chłopak może ode mnie chcieć, przecież wszystko mu powiedziałem przez telefon. Nieważne, zresztą i tak wszystkiego się zaraz dowiem. Usiadłem naprzeciwko niego i spojrzałem z wyczekiwaniem. Zaczął powoli mówić.
-Słuchaj, opowiem Ci coś, ale pod warunkiem, że wysłuchasz mnie do końca.- Zacząłem się śmiać. Co on znów mógł wymyślić?- No dobra, słucham.- zobaczyłem jednak, że chłopak nie śmieje się razem ze mną więc również spoważniałem.
-Ja też byłem wtedy w parku maszyn.- spojrzałem nie niego z wielkim zdziwieniem.- I Marta, przyjaciółka Młodej-  w tym momencie przewróciłem oczami. – Widziałem, jak było naprawdę. – Łukasz zrobił krótką przerwę, ale po chwili kontynuował.- Marta rozmawiała z Michaelem, ale patrzyła w stronę Mateja.  Młoda to zobaczyła, więc podeszła. Ale oczywiście Zagar też to zobaczył więc poszedł do nich i zaczął się wykłócać.
-Nie prawda! Niels mi powiedział całą prawdę, mówię Ci! Ona Cię przekupiła!- powiedziałem nieźle wkurzony. Nie chciałem już z nim rozmawiać, bo wiedziałem, że nie dojdziemy do porozumienia. Wstałem, ale  Łukasz posadził mnie jednym ruchem ręki, jednak był ode mnie silniejszy.
-Powiedziałeś, że mnie wysłuchasz, więc słuchaj. Gówno prawda, że Niels Ci powiedział, jak go tam nawet nie było!- zrobiłem wielkie oczy. Jak mógł mi to opowiedzieć skoro go tam nie było? Chłopak siedzący naprzeciwko mnie jakby odczytał moje myśli.
-Pomyśl trochę Bartek, pomyśl! Naprawdę mi nie wierzysz?! Ja to wszystko słyszałem! Mogę Ci nawet powiedzieć, kto z mechaników był w parku maszyn!
Spojrzałem na niego podejrzliwie. Jakoś nie wierzyłem. Odezwałem się więc:
-Dobra, skończyłeś? Mogę już iść?
-Podobno miałeś czas- chłopak spojrzał na mnie z mordem w oczach.
-Ale plany się zmieniają. Muszę się pakować. Wyjeżdżam na kilka dni.- powiedziałem.
-Możesz chociaż powiedzieć chłopakom jak było?

-Przykro mi, ale nie mam czasu, tak jak wcześniej mówiłem.- Łukasz nic nie odpowiedział i wyszedł szybko z restauracji nie jedząc nawet do końca zamówionego zestawu.  Widziałem przez szybę, że wyciąga jeszcze telefon i do kogoś dzwoni. Zastanawiałem się, czy dobrze zrobiłem traktując tak rzeszowianina, w końcu on mi nic nie zrobił… Ale nie mogłem też mieć pewności, czy mówił prawdę. Jestem ciekawy… o cholera. Nie, nie mogę nawet pomyśleć o czymś, bo zaraz przybiegną jakieś hot13. Uśmiechnąłem się na siłę i zacząłem rozdawać autografy. Tak, podpiszę Ci się na koszulce. Nie, nie podpisze się na brzuchu. Nie, na cyckach też nie. Jak to czemu? Nie masz nawet 15 lat, to jest karalne. 
__________________
No więc witam Was z powrotem z nowym rozdziałem :) Oczywiście strasznie długi :D Tak, wiem, że jestem bardzo szybka, ale co zrobić. Ja serio się dziwie, jak może Wam się podobać to, co piszę? :o Życie jesienią jest ciężkie.... Żużla nie ma, za to nauki aż za dużo... BYLE DO KWIETNIA!

sobota, 7 września 2013

Rozdział 13!

Rano obudziłam się w niezłym nastroju. Cieszyłam się, że jest sobota, że będę mogła trochę odpocząć od szkoły. W planach zresztą też nie miałam żadnego treningu. Wstałam, puściłam sobie piosenkę i zaczęłam sprzątać w pokoju, zrobił się tu niezły bałagan. Po godzinie usiadłam przed komputerem. Nie działo się nic ciekawego więc postanowiłam zadzwonić do któregoś z juniorów. Padło na Michaela. Wybrałam jego numer i czekałam. Odebrał dopiero po pięciu sygnałach. Dosyć długo jak na niego.
-No cześć- powiedziałam.
-Czego chcesz?- prawie warknął.
-No.. Chciałam tylko pogadać. Przeszkadzam Ci? Coś się stało?- spytałam zdziwiona
-Nie udawaj głupiej. Jak do mnie dzwonisz to może chociaż po coś konkretnego?- dalej w jego głosie słychać było wyraźną złość.
-Noo, okej… Ale czy ja Ci coś zrobiłam?
-Teraz to nie pamiętasz?! Weź, zadzwoń jak sobie przypomnisz.- powiedział z sarkazmem i się rozłączył.
Wiedziona złym przeczuciem wybrałam numer Bartka. Ten z kolei w ogóle nie odebrał. Moją ostatnią szansą w Gorzowie był Adrian. On natomiast bardzo szybko podniósł słuchawkę. Nie dał mi nawet dojść do słowa. Od razu zaczął:
-Idiotko! Czego jeszcze ode mnie  chcesz?!
-Słucham?! Adrian, co ja zrobiłam?- powiedziałam z nieukrywanym zdziwieniem.
-Gówno! Nie dzwoń do mnie więcej, nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego!- tak jak szybko rozpoczął rozmowę, tak szybko ją skończył. Kurczę, nie miałam zielonego pojęcia o co chodzi. Zdecydowałam zadzwonić do Łukasza. Odebrał po około minucie. Czekałam aż się odezwie, sama nie mówiąc słowa. Bałam się kolejnego wybuchu. Po chwili odezwał się ze zniecierpliwieniem:
-Halo? Jesteś tam?
-No… jestem. A Ty jesteś zły? – powiedziałam po cichu.
-Co? Czemu miałbym być na Ciebie zły, młoda?- odpowiedział mi pytaniem, tym razem dużo łagodniej.
-Mógłbyś przyjechać do mnie?- nie odpowiedziałam na jego pytanie.
-Okej, będę za 15 minut, nie rób nic głupiego!
Poszłam do kuchni po coś do jedzenia. Wyjęłam sobie kawałek sera i pokroiłam na krajalnicy. Czasami naprawdę dziwi mnie to co jem i w jaki sposób. Sówka przyjechał tak jak zapowiedział. Zaprowadziłam go do pokoju. Znowu to on zaczął rozmowę:
-Co się dzieje?
-No bo… Widziałeś naszą wczorajszą kłótnię z Matejem, nie?- powiedziałam szybko
-Tak, widziałem, policzka zresztą też, przecież wiesz. No dawaj, mów o co chodzi, nie bój się.
-Dzwoniłam do Michaela. Nakrzyczał na mnie, rozumiesz to? To nic, zadzwoniłam do Bartka, nie odebrał. Następny w kolejce był Adrian: wyzywał mnie od idiotek i powiedział, że nie chce mnie znać.
Po dłuższej chwili Łukasz się odezwał:
-Serio, prawie Ci wyszedł ten żart! Może jeszcze powiedz, że zadzwoniłaś do Nielsa, a on powiedział, żebyś się nie martwiła i że wszystko się ułoży- powiedział i zaczął się głośno śmiać. Przewróciłam tylko oczami i uderzyłam lekko zaciśniętą pięścią w ramię przyjaciela.
-Ale to nie jest żart! – powiedziałam poważnie.
-Jak to, przecież….- Sówka momentalnie spoważniał- Ale za co?! Wy się chyba wczoraj nie widzieliście, nie?
-No nie widzieliśmy się, nie pisałam z nimi, nawet z nikim o nich nie gadałam, nie mam pojęcia o co chodzi!
-Cholera…- Łukasz wstał i zaczął krążyć po pokoju. –A może, ja pojadę…Niee… Wiem! Strzelę im! Nie, bo będę miał problemy…- chłopak był już pogrążony w rozmyślaniach. On chodził, za to ja rzuciłam się na łóżko, ułożyłam na plecach , patrzyłam na sufit i słuchałam – Wiem, wiem, wiem! Słuchaj, ja najlepszy kontakt mam z Bartkiem, poza tym on z Tobą nie rozmawiał dzisiaj, ja do niego zadzwonię, więc może wszystko się wyjaśni! Co Ty na to?
Po chwili zastanowienia odpowiedziałam:
-No dobra, ale dasz na głośnomówiący, okej?
-Spoko, spoko- mówiąc te słowa już szukał numeru młodszego Zmarzlika w telefonie. Wybrał kontakt i wziął na głośnik. Po 2 sygnałach rozległ się niepewny głos Bartka.
-Halo?
-No cześć Bartek, to ja, Łukasz.- powiedział spokojnie Sówka.
-Uff, jak dobrze, że to Ty!- powiedział z wyraźną ulgą w głosie gorzowianin.
-No jak, a kto inny mógłby zadzwonić z mojego telefonu do Ciebie- rzeszowianin udawał, że nie wiem nic o całej sytuacji.
-Bałem się, że to Młoda dzwoni…- powiedział Bartek, ale po chwili urwał. Ja za to miałam ogromną ochotę się rozpłakać, ale przygryzłam zębami wargę. Opamiętałam się dopiero, gdy poczułam cierpki smak krwi w ustach. Łukasz z niewyraźną miną kontynuował:
-Nie, nie, to tylko ja, zresztą czemu nie chcesz z nią rozmawiać?
-Jak to nie słyszałeś, co się stał wczoraj na stadionie?
-A mógłbyś powiedzieć coś dokładniej?- Sówka był autentycznie zdziwiony.
-Słuchaj… Podobno Młoda podeszła do Mateja i zaczęła go wyzywać!- razem z moim przyjacielem zrobiliśmy ogromne oczy, ale dalej w ciszy słuchaliśmy relacji Bartka- Gdy Żagar ją upomniał, ona się dopiero rozkręciła, zresztą, szkoda gadać..- zakończył swój monolog.
-Nie, spokojnie Bartek, mów dalej. Ja słucham- powiedział Sówka siląc się na spokój.
-Ty, no wyobrażasz sobie, co ona powiedziała? Powiedziała, że my w ogóle nie powinniśmy jeździć na żużlu, bo jesteśmy za słabi, za to nasze miejsce powinny zająć jej koleżanki! Przecież one wszystkie, zresztą Młoda też, jak złamią paznokcia to albo się popłaczą, albo pobiegną naskarżyć tatusiowi! Nie, no bez przesady. – słysząc te słowa pobladłam na twarzy. Jednak trzymałam fason i słuchałam dalej w skupieniu Bartka, tak jak zresztą Łukasz- Ja rozumiem, każdy może mieć gorszy sezon, czy gorszy mecz! A to, że ona jeździ na żużlu, zaznaczając dużo krócej od nas, to nie znaczy, że wszystkich będzie sobie oceniała i wyzywała! Matej miał rację jednak tak się do niej odzywając… Halo? Jesteś tam?- strasznie zabolały mnie te słowa. Oparłam czoło o ręce. Nie widziałam co mam dalej robić, jak to wszystko wyjaśnić, nie miałam na nic siły. Usłyszałam tylko jak mój przyjaciel odchrząknął, czyli zebrał się do kupy i odpowiedział:
-Jestem, jestem. A słuchaj, Bartek, kto Ci to powiedział?
-No jak to kto? Niels! Szczęście w sumie, że on, bo od Mateja mógłbym w to w sumie nie uwierzyć. A właśnie. Mógłbyś nikomu nie mówić o naszej rozmowie? Zwłaszcza Młodej, nie chcę, żeby wiedziała, że się kontaktowaliśmy. 
_________________________
Serio, nie wierzę, że dodaję kolejny rozdział. Tak na prawdę przestałam już pisać bo doszłam do wniosku, że po prostu nie potrafię XD W sumie to dalej tak uważam, ale krąży legenda, że ktoś to czyta tak więc dodam kolejny rozdział, żeby nie było :D GP według mnie nie udane :C Ani Ivek, ani Matej, ani Kasper... Dobra, nieważne... Rozdział jak zwykle straaasznie pozytywny, jak to u mnie! :D hahahaha Miśki trzymajcie się :*

czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział 12!

Po skończonym śniadaniu udaliśmy się busem Łukasza na stadion. Gdy tylko dotarliśmy Marta poszła z Michaelem do jego boksu, a ja z Łukaszem udałam się do mojego. Zaczęliśmy grzebać coś przy moim motorze. Kątem oka przyglądałam się Marcie i przysłuchiwałam jej rozmowie z Duńczykiem. Co chwilę wybuchała perlistym śmiechem. Po dłuższej chwili zauważyłam jednak, że nie skupia całej swojej uwagi na Michaelu, bo co chwilę zerkała w stronę Mateja. Szybkim krokiem podeszłam do niej i odciągnęłam na bok. 
-Marta, co Ty do cholery robisz?!- spytałam zdenerwowana.
-Jak to co? No… Rozmawiam z twoim przyjacielem, chyba nie jesteś zazdrosna?- powiedziała ze zdziwieniem. Michael widząc naszą rozmowę poszedł gdzieś, znikając nam tym samym z oczu.
-A w międzyczasie co robisz?- spojrzałam wymownie w stronę Słoweńca. Podążyła za moim wzrokiem. Wtedy zauważyłam, że Matej również na nas patrzy, a po chwili szybkim krokiem rusza w naszym kierunku. W tym momencie uświadomiłam sobie, że to będzie nieprzyjemna rozmowa. W ogóle się nie pomyliłam. Gdy tylko do nas podszedł od razu zaczął mówić:
-Dlaczego się na mnie patrzycie, macie jakiś problem? A Ty co, chcesz kolejną dziewczynę do drużyny wkręcić?- z ostatnim pytaniem zwrócił się do mnie. Po chwili kontynuował.- Myślisz że ona też się wkręci, tak jak ty, na piękne oczy? Oj, uwierz, że tym razem ja dopilnuje tego, żeby się tak nie stało!
-Matej, uspokój się! O co Ci znowu chodzi?! Na żadne ładne oczy się nie wkręciłam, niektórzy mają umiejętności, a nie tylko pieniądze, tak jak Ty- powiedziałam już zdenerwowana.
-Tak, pewnie. Umiejętności to Ty nie masz żadnych! Jeszcze brakuje, żeby ktoś taki jak Ty- w tym momencie wykrzywił usta i zmierzył mnie wzrokiem. – zabierał miejsca doświadczonym zawodnikom! A może komuś dałaś dupy?
W tym momencie to ja nie wytrzymałam.  Poniosły mnie emocje i uderzyłam Matej w twarz. Roztrzęsiona pobiegłam do toalety. Po kilku sekundach usłyszałam, że ktoś tu przybiegł za mną. Miałam tego naprawdę serdecznie dosyć. Za chwilę rozległo się pukanie do drzwi.
-Zajęte!- powiedziałam głośno. Mimo mojej wyraźnej odpowiedzi osoba stojąca za drzwiami nie dawała mi spokoju i ponowiła swoją czynność.
-Czego?! Zostawcie Wy mnie wszyscy w spokoju!- powiedziałam i rozpłakałam się na dobre. Po minucie usłyszałam nieśmiały głos:
-Młoda… To ja Łukasz… Otworzysz mi?- zrezygnowana wstałam i otworzyłam zasuwkę w drzwiach. Spojrzałam na Łukasza i spuściłam wzrok. Chłopak tylko do mnie podszedł i schował mnie w ramiona.  Po dłuższym czasie wreszcie się uspokoiłam. Razem wyszliśmy z toalety, zabraliśmy Martę i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Przez całą podróż nie odezwałam się ani słowem. Zastanawiałam się, czy mam prawo być obrażona na Martę… Z jednej strony to przez nią wybuchła ta awantura, w końcu przecież to ona patrzyła na Mateja. Doszłam jednak do wniosku,  że to nie jej wina. Słowak mógł w końcu wymyślić jakikolwiek pretekst do kłótni… Pogrążona w rozmyślaniach nie zauważyłam nawet, że zajechaliśmy pod mój dom. Dopiero po jakimś czasie poczułam na sobie czyjś wzrok. Odwróciłam się i zobaczyłam, że z uwagą przyglądają mi się moi przyjaciele.
-No to dzięki Wam za wszystko, dobranoc- mówiąc to wymusiłam uśmiech i wysiadłam z samochodu, zanim któreś z nich zdołało mi coś odpowiedzieć.  Jak najszybciej udałam się do domu. Bez słowa poszłam pod prysznic. Po tym, nawet bez kolacji poszłam do łóżka. Leżąc tak po ciemku zastanawiałam się nad słowami Mateja. Czy to prawda, że dostałam się do drużyny tylko dlatego, że się przypodobałam tym wyżej? Wydaje mi się, że nie. Mimo, że dużo osób mówiło mi, że jestem świetna w tym co robię i tak uważałam, że jest dużo więcej osób, które jeżdżą dużo lepiej niż ja, nawet wśród juniorów. Myślałam, co takiego zrobiłam seniorom z mojej drużyny, że mnie tak lekceważą. Pocieszałam się myślą, że chociaż kilka osób było dla mnie oparciem. Rozmyślałam nad tym, dlaczego akurat żużel. Czemu nie mogłam zostać piosenkarką? Wtedy nie miałabym takich problemów. No tak, nie umiem za dobrze śpiewać, to też zmienia postać rzeczy. Zrozumiałam w końcu, że zajmuję się tym, co sprawia mi największą przyjemność, coś, z czego czerpię całą radość mojego życia. Teraz mam już pewność, że wszystko przetrwam i poradzę sobie z każdym.
_______________________

Doszliśmy.... Nie, Ja doszłam, do tego cudownego momentu, gdzie pojawia się: 0 wyświetleń dzisiaj, wczoraj i przedwczoraj. Jak się z tym czuję? Chyba normalnie, przynajmniej nikt nie czyta moich wypocin :) Dzisiaj LJ w GW :) Bardzo, bardzo miło. Niedziela nareszcie mecz. Te emocje... <3 Tak w ogóle to byłam sobie dzisiaj w TESCO, zawsze spoko :D Piszę sobie powoli kolejne rozdziały, chociaż słabo mi to idzie, na szczęście nikt już na nie czeka... LOVE YA! :D

poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział 11!

Następnego dnia obudziło mnie pukanie do drzwi. Czekałam, aż ktoś je otworzy, z nadzieją, że będę mogła jeszcze pospać. Błogi spokój przerwała kolejna seria dobijania się. Zaczęłam wsłuchiwać się w odgłosy domu: było całkiem cicho. Domyśliłam się, że nikogo nie ma, zdecydowałam jednak, że nie otworzę i pójdę dalej spać. W końcu może ten ktoś odpuści i też stwierdzi, że w domu jest pusto. Jednak ta osoba nie odpuszczała. Myślałam, że rozsadzi mi głowę od tego pukania, więc chcąc czy nie chcą wstałam z łóżka i podreptałam do przedpokoju. Spojrzałam przez lufcik: na progu stał uśmiechnięty Michael. Otworzyłam mu drzwi i nie odzywając się słowem poszłam do łazienki. Sięgnęłam po szczotkę, ale niedane było mi uczesać się, bo Duńczyk przyszedł tu zaraz za mną. Spojrzałam na niego groźnym wzrokiem i powiedziałam:
-Może wejdziesz do pokoju? A nie stoisz mi nad głową.
-Nie, masz takie ładne nogi, daj mi się napatrzeć. –powiedział wyszczerzając zęby. Stałam z za dużej o kilka rozmiarów koszulce Stali, więc siłą rzeczy zakrywała mi tylko tyłek. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem, ale nie skomentowałam. Tak więc chłopak ciągnął dalej- A tak poza tym, to nie przeszkadzam? Bo koszulka nie wygląda na Twoją.
-Już, już, nie rozpędzaj się. Mam do niej sentyment.
-Do niej, czy do chłopaka, któremu ją zabrałaś? –powiedział uśmiechając się szeroko.
-No dobra, i do tego, i do tego.- powiedziałam ze śmiechem. Chodź do kuchni, ja idę tylko do pokoju po tablet i zaraz dojdę.
-Jak jesteś z chłopakiem, to trzeba było mówić, nie przeszkadzałbym.- spojrzałam na niego nie rozumiejącym wzrokiem, więc kontynuował- No wiesz, przyszedłbym później. Skoro chcesz dojść, to ja wyjdę, mogę wrócić później. Po tych słowach uderzyłam go pięścią w ramię.- Ała, ale za co to?!- powiedział z udawaną powagą, po czym oboje wybuchliśmy śmiechem.
-A tak w ogóle, to może powiesz, po co przyszedłeś?- spytałam po chwili zastanowienia.
-Jak to? Przecież mamy trening za godzinę!
-O kurczę, zapomniałam! Idę się ubrać.- mówiąc te słowa już doszłam do drzwi od kuchni, ale w ostatnim momencie stanęłam i odwróciłam się w stronę chłopaka. Zastanawiała mnie jedna rzecz:
-Michael… Ale my się nie umawialiśmy. Poza tym skąd wiedziałeś pod jakim numerem mieszkam?
-No, niby się nie umawialiśmy, ale pewnie zaspałabyś na trening. A jeśli chodzi o adres, to...- chciał dokończyć Duńczyk, ale mu przerwałam.
-Łukasz! –Powiedziałam z triumfem w głosie. – On też przyjedzie?
-Tak, będzie za 15 minut.
-Eh.. No dobra, idę się ogarnąć. – powiedziałam i poszłam do pokoju po ubrania, a zaraz potem do łazienki, żeby się pomalować. Nałożyłam na rzęsy tusz, a usta przejechałam błyszczykiem.
Gdy wyszłam, zobaczyłam, że w kuchni stoją dwaj chłopacy. Podeszłam do jednego z nich.
-Cześć Łukasz.- powiedziałam przekręcając głowę w bok i obserwując jego reakcję.
-Hej młoda. – podszedł i przytulił mnie.- Widzę, że jesteś już gotowa. Dobrze, że jednak wysłałem Ciebie, żebyś ją zbudził, bo byśmy się spóźnili. – z ostatnim zdaniem zwrócił się do Michaela. Chwilę potem odwrócił się do mnie. –Dobra, teraz możesz już iść, robić co chcesz. My robimy śniadanie. – mówiąc to podszedł do lodówki. Zanim ją otworzył zastąpiłam mu drogę.
-Nie rób ze mnie dziecka! – powoli zaczynałam się niecierpliwić. – Potrafię sobie zrobić śniadanie.
-Tak, tak potrafisz sobie poradzić, że szkoda gadać. A , może mam powiedzieć Michaelowi jak ostatnio robiłaś sobie śniadanie?- powiedział unosząc minimalnie kąciki ust.
- A tylko spróbuj!- powiedziałam z udawaną groźbą w głosie.
Duńczyk na szczęście nie rozumiał naszej rozmowy.
Po 15 minutach z powrotem weszłam do kuchni. Ujrzałam chłopaków śmiejących się z jakiegoś powodu. Michale mało się nie zapowietrzył.
-Co znowu jest takiego śmiesznego?- spytałam ze zniecierpliwieniem.
Odpowiedział  mi obcokrajowiec. –Tak tylko Łukasz mi opowiadał, jak posłodziłaś jajecznicę.
-Ooo, hahaha, takie to było śmieszne- powiedziałam z sarkazmem do blondyna. – A może mówił też o tym jak latem oglądał się za cycatą blondynką? – spojrzałam pytającym wzrokiem na obu chłopaków. Duńczyk pokręcił głową. Odwróciłam głowę w stronę Łukasza, ale ten najwidoczniej nic nie pamiętał, bo również był zdziwiony. –No więc pojechaliśmy sobie do Zakopanego. Szliśmy jakąś drogą, nie było samochodów. Po drugiej stronie dreptała, tak jak już mówiłam, ładna dziewczyna. Niestety, w przeciwnym kierunku. No więc Łukasz odwrócił głowę, ale dalej twardo szedł prosto. – przerwałam historię i spojrzałam na przyjaciela z Rzeszowa. Powoli zaczynał sobie wszystko przypominać. – I trochę mu nie wyszło to chodzenie i patrzenie, jednak mężczyźni nie mają podzielności uwagi, bo latarni  nie zauważył. I jak myślisz, co się stało?
-Nie, powiedz, że nie- Michael na siłę powstrzymywał śmiech.
-Jak to nie? Miał po prostu bliskie spotkanie z latarnią.- usłyszałam jak chłopak zaczyna się śmiać. Po krótkiej chwili dodałam- Właśnie, zapomniałabym. Oczywiście tej dziewczynie też nie umknęła ta sytuacja.- po tych słowach popatrzyłam z uśmiechem na ustach na Łukasza. Patrzył na mnie spod byka. Za to Michael nie mógł przestać się śmiać. Po chwili podeszłam do mojego przyjaciela i powiedziałam po polsku:
-No ale misiu, czy coś się stało?
-Nie, nic, zupełnie nic. – powiedział z błyskiem w oku i wymienił z Duńczykiem porozumiewawcze spojrzenie. Wiedziałam, że coś się szykuje i się nie pomyliłam. Oboje rzucili się na mnie i zaczęli łaskotać. Powoli zaczynał mnie już boleć brzuch, gdy usłyszeliśmy dzwonek. Chłopacy byli trochę zdezorientowani, więc korzystając z ich chwilowej nieuwagi wyrwałam się z ich objęć i rzuciłam w kierunku drzwi. Przyjaciele zaczęli mnie gonić, ale ja byłam minimalnie szybsza. A do tego wiedziałam dokąd biegnę , w przeciwieństwie do nich.  Pociągnęłam klamkę i wybiegłam na klatkę, potrącając niczego nie spodziewającą się Martę. Szybko wykonałam obrót i schowałam za jej plecami. Spojrzeli najpierw na moją przyjaciółkę, a potem na mnie.
-No, zapraszamy Panie- powiedział po polsku Łukasz z chytrym uśmiechem. Razem z Michaelem stanęli po obu stronach drzwi.
-Marta, nie wchodź tam! –powiedziałam do przyjaciółki. Po chwili zastanowienia postawiłam jednak warunek, oczywiście po angielsku, aby Duńczyk również zrozumiał moje słowa- Wejdziemy do domu, mojego zresztą , jeśli obiecacie, że nie będziecie nas gilgotać!- po mojej wypowiedzi Marta zrobiła klasycznego facepalma, bo dopiero teraz zrozumiała o co w tym wszystkim chodzi.
-Jak dzieci…- zdążyła tylko powiedzieć. Powoli weszliśmy do domu, bacznie obserwując ruchy chłopaków. Puściłam dziewczynę przodem, a sama szłam za nią, patrząc uważnie raz na ręce, a raz na twarze juniorów. Niestety nie udało mi się przewidzieć ich kolejnych ruchów.  Łukasz podszedł do drzwi, aby je zamknąć, za to Michael stał cały czas w jednym miejscu. Wydawało mi się, że nieruchomo, jednak się pomyliłam. Wyciągnął przed siebie nogę , przez co poleciałam jak długa na ziemię. W tym momencie podziękowałam w duchu rodzicom za to, że kupili dywan do przedpokoju. Za to w mojej głowie uknuł się chytry plan. Po bliskim spotkaniu z ziemią, zamiast wstać,  zwinęłam się w kłębek i złapałam za kostkę.  Chłopacy, tak jak się spodziewałam, rzucili się na ziemie pytać, czy wszystko w porządku. Powiedziałam tylko po cichu, żeby przynieśli mi z zamrażarki lód.  Oboje rzucili się w kierunku kuchni, jakby od tego zależało ich życie. Marta za to podeszła do mnie i wyciągnęła rękę, aby pomóc mi wstać. Znała mnie już tak dobrze, że wiedziała, że udaję. Wstałam i razem po cichu udałyśmy się do kuchni. Zastałyśmy klęczących juniorów, którzy  z triumfalnym okrzykiem radości znaleźli lód. Poczekałyśmy jeszcze kilkanaście sekund. Gdy zamknęli zamrażarkę odezwałam się:
- Cieszę się, że znaleźliście. Teraz możecie wyciągnąć z szafki szklanki i go tam wrzucić. Ja zaraz naleję coś do picia.
Chłopacy nie odezwali się ani słowem. Gdyby spojrzenia mogły zabijać, widziałam, że byłabym już martwa. Niezrażona ich zachowaniem nalałam napoje.



________________________________________
                                                                        Jeeest dobrze! Dania do przodu! :) A Fishera to.....                                                                        
                                             Mam tak rozwalone rozdziały, że nawet nie wiem, czy dodałam po kolei XD

czwartek, 30 maja 2013

Rozdział 10!



Wymieniłyśmy z Alą spojrzenia i znowu zaczęłyśmy się śmiać jak oszalałe. Gdy skończyłyśmy opowiedziałam Marcie, co mi się śniło, więc teraz ona się cieszyła, a my z siostrą siedziałyśmy uśmiechnięte. Po pół godzinie dołączyła do nas Magda. O 9 wszyscy już byli pod naszą klatką. Razem z dziewczynami zeszłyśmy i przywitałyśmy się. Tata dał nam na szczęście kluczyki do vana, który miał 7 miejsc, bo inaczej w jeden samochód byśmy się nie zmieścili. Tym razem prowadziła Ala. W dobrych humorach dojechaliśmy nad jezioro. Postanowiliśmy się na początek rozgrzać i wypożyczyć rowery wodne. Gdy podeszliśmy do wypożyczalni zobaczyłam, że stoi Wojtek,  mój kolega, kiedyś często tu bywałam. Podeszłam sama i przywitałam się:
-Cześć Wojtek.
Chłopak odwrócił się w moją stronę i zaczął uważnie oglądać, nic nie mówiąc.
-No ej, ludzi nie poznajesz? Wiem, że trochę mnie tu nie było, ale już jestem.- powiedziałam z zadziornym uśmiechem.
-Sory Młoda, tak się wyrobiłaś, że Cię naprawdę nie poznałem!-odpowiedział mi z uznaniem.
-Dobra dobra, pewnie wcale nie chciałeś mnie poznać!- powiedziałam, puszczając mu oczko.
-Już się rozpędziłaś! Chcecie rowery czy kajaki?
-Hm… – ruchem ręki zawołałam resztę i spytałam się- Co chcemy?
-Rowery- odpowiedzieli prawie jednogłośnie.
-Okej, załatwione, wsiadajcie, rozliczymy się później.
Załadowaliśmy się na dwa rowery w kształcie garbusa. Ja władowałam się na pojazd razem z Magdą i Bartkiem, drugim popłynęli Ala, Marta, Adrian i Łukasz.
Widząc, że szybko pedałujemy, postanowiłam im pokazać ciekawe miejsce. Kierowałam ich cały czas prosto. W miejscu, gdzie wydawało się, że jezioro się kończy Marta zaczęła marudzić:
-No to chyba Ci się coś pomyliło, bo jak widać, przed sobą masz trzciny.
-Już, już, nie rozpędzaj się tak i spójrz w lewo!- powiedziałam
-No i…- tymi słowami przyjaciółka skończyła wypowiedź, ponieważ zobaczyła, że między trzcinami jest  niewielki przepływ.
-Skręcajcie w lewo i pedałujemy!- powiedziałam do nich, prawie jak do żołnierzy.
Przed nami rozciągał się widok pięknego, choć niewielkiego jeziora. Ze wszystkich stron był otoczony przez lasy, więc siłą rzeczy nikogo nie było na brzegach. 
[...]
Kilka godzin później siedzieliśmy już przy ognisku. Miejsce załatwił nam Wojtek. Zazwyczaj były tam kolonie, czy biwaki dla szkół, ale tym razem było wolne, więc mieliśmy dużo szczęścia. W międzyczasie pojechaliśmy kupić coś do jedzenia i do picia, dzięki temu już smażyliśmy kiełbaski i żartowaliśmy. Po pewnym czasie przeprosiłam całe towarzystwo i poszłam się przejść. Nie odeszłam daleko, bo po drodze zauważyłam pomost, który nie był oświetlony. Poszłam na jego koniec i usiadłam po turecku, twarzą do tafli jeziora. Oparłam się łokciami o kolana i zaczęłam kręcić na ziemi jakieś wzorki palcami. Niby wszystko było okej, zaczynało się wszystko układać, ale mi dalej coś nie pasowało. Nie wiedziałam, o co dokładnie chodzi, wiedziałam tylko, że czasem tak już jest. Zaczęłam analizować powoli co się zmieniło na lepsze. W końcu coś musiało… Przed wszystkim do plusów zaliczyłam bliższy kontakt z częścią drużyny. To dzięki tym chłopakom zaczęłam wierzyć, że wreszcie się ułoży, że sobie poradzę, tak jak przekonałam ich, tak samo muszę przekonać siebie i seniorów. Zaczęłam też analizować relacje z uczniami ze szkoły, ale niedane było mi to zrobić do końca, ponieważ usłyszałam jakiś ruch za mną. Szybko się odwróciłam, a z racji tego, że siedziałam na samym brzegu mało nie spadłam z pomostu. Na szczęście w porę złapał mnie Bartek. Oboje ostrożnie usiedliśmy. Chłopak spojrzał uważnie w moje  oczy. Odwróciłam wzrok i spojrzałam na jezioro. Mimo, że był dawno po zachodzie słońca, wyglądało wprost cudownie.
-Młoda, co się dzieje?- powiedział po cichu chłopak.
-Sama nie wiem… Ciężko mi jest. Tyle osób przeciwko mnie.- powiedziałam. Junior słysząc ból w moim głosie przysunął się do mnie i mocno objął, a mi popłynęły łzy. W tym momencie oboje siedzieliśmy twarzą w kierunku jeziora.
-Eh, zachowuję się jak dziecko- przyłapałam się na tej wypowiedzianej na głos myśli.
-Czemu jak dziecko? Pierwszy raz widzę Twoją słabość, zawsze jesteś taka silna.
-Wydaje Ci się. Coraz częściej płaczę, a to nie jest w porządku.
-Każdy ma swoje chwilę słabości, a  oboje wiemy, że miałaś naprawdę ciężko wpasować do naszej drużyny, również za sprawą juniorów. Mówię Ci, razem damy radę, teraz nie jesteś sama. Bardzo dużo osób w Ciebie wierzy, a młodsza część drużyny wprost za Tobą szaleje- to mówiąc starł łzy, które leciały z mojego policzka.
______________
No dobra, przyznaję, trochę mnie tu nie było, ale byłam pewna, że nikt tego nie czyta, więc nie spieszyłam się z dodaniem tego postu. :D Poza tym ogólnie zwaliło się dużo rzeczy na głowę, więc nie miałam nawet czasu, za co przepraszam :* Jak na razie jestem trochę dalej z historią, jednak nie mam zielonego pojęcia co dalej pisać, zacięłam się... Może z czasem coś wymyślę :) Do następnego razu misiaczki :*** ♥
PS. Obiecuję, że niedługo się ogarnę i nadrobię wszystkie zaległości na waszych blogach! <3

sobota, 9 marca 2013

Rozdział 9!

Gdy już jego oddech łaskotał mnie po twarzy, zamiast pocałunku na ustach, poczułam, że liże mnie po policzku. Zszokowana otworzyłam oczy. Zobaczyłam, że owszem, liże mnie, ale nie Niels, a mój pies, owczarek niemiecki. Siłą rzeczy nie znajdowałam się na cudownej polanie, tylko na łóżku. To był tylko sen, piękny, ale sen. Zrzuciłam zwierzaka i złapałam za telefon. Zobaczyłam, że jest 6.25. Usiadłam i zaczęłam się głośno śmiać. Moja siostra momentalnie podniosła się i spojrzała na mnie, jakbym była nienormalna. Ale miała racja, nikt przy zdrowych zmysłach nie siedzi o tej godzinie i nie śmieje się do siebie. Wyjaśniłam jej, co mi się śniło, więc obie siedziałyśmy i śmiałyśmy się z mojej wyobraźni. Po chwili z drugie pokoju wyszedł Paweł. Podszedł powoli do Nas, sprawdzając przy okazji, co się dzieje. Nic nie zauważył więc spytał się:
-Wszystko z Wami w porządku?
Rzuciłyśmy tylko z Alą porozumiewawcze spojrzenia i zaczęłyśmy prawie płakać ze śmiechu. Paweł ponowił swoje pytanie. My już się tarzałyśmy po pościeli więc przewrócił tylko oczami i wyszedł z naszego pokoju.
W końcu się uspokoiłyśmy. Ala wyszła z psem, a jak poszłam robić śniadanie. Koło siódmej wspólnie stwierdziłyśmy, że opuszczamy dzisiaj szkołę, skoro jest taki piękny dzień. Postanowiłyśmy pojechać nad jezioro, na Długie. Poszłam więc do pokoju i chwyciłam za telefon. Zadzwoniłam do Marty, Bartka i Michaela, że jedziemy. Umówiliśmy się za 2 godziny pod moją klatką.
Szybko zrobiłam przegląd mojej szafy: wyjęłam niebieski strój. Na niego założyłam krótkie różowe spodenki i biały top. Szybko spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Weszłam jeszcze do łazienki i uczesałam włosy. Przy lustrze stala moja siostra, tez juz ubrana.
-I jak? Jesteś gotowa? – spytała
-Tak, ja juz. Marta mówiła, ze zaraz przyjdzie, bo tez jest gotowa.
Rozległ się dzwonek do drzwi. Poszłam sprawdzić, kto to. Otworzyłam i zobaczyłam, ze przede mną stoi Marta, zwarta i gotowa.
-No siema, siema! Wreszcie możemy dłużej pogadać. Jak tam w szkole? A co z seniorami? Juniorami?- paplała jak szalona.
-Spokojnie, spokojnie, może wejdziesz?
-Dobra, dobra, ale opowiadaj!
Weszłyśmy i usiadłyśmy w kuchni.
-Coli, ice tea?
-No… Daj ice tea. Ale mów!
Opowiedziałam jej wszystko w miarę możliwości dokładnie. W Polowie relacji doszła do nas moja siostra i tez mnie słuchała. Gdy tylko skończyłam zmieniła temat|:
-Młoda, a jak tam z Nielsem, Matejem i Tomkiem? Mam nadzieje, ze im tez powiedziałaś, ze jedziemy nad jezioro?
Marta zrobiła wielkie oczy i już chciała o coś zapytać, ale ja ją uprzedziłam:
-Proszę Cię. Mój chłopak wiedział wcześniej niż ja, że jedziemy nad to jezioro, w końcu jest moja bratnia dusza!
Tym razem mojej przyjaciółce udało się wtrącić nieśmiałe pytanie:
-Wy coś piłyście z samego rana czy po prostu jeszcze nie wytrzeźwiałyście?

_______
Drugi trening za nami. Było cudownie <3 Tak bardzo brakowało mi tego zapachu, widoku, oooooch *.*

poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział 8!



Każdy poszedł w swoją stronę przebrać się i rozgrzać. Po 10 minutach powoli zbieraliśmy się na torze. Postanowiliśmy jeździć trójkami. Na pierwszy ogień puściłam chłopaków. Wzięłam pilota od taśmy i stanęła obok startu. Od razu przypomniała mi się sytuacja sprzed kilku dni z seniorami. Zrobiło mi się przykro, ale przezwyciężyłam to uczucie i zaczęłam krzyczeć: 3!2!1! START! Oglądałam jak ta trójka jeździ razem, ale jednak przeciwko sobie. Nigdy nie miałam tej możliwości, widziałam tylko jak jeżdżą w parze na meczu. Dzisiaj podziwiałam ich towarzyską walkę. Po drugim okrążeniu można było zauważyć, że Adrian jedzie słabiej. Bieg wygrał Bartek. Ze śmiechem zaczęłam skandować jego imię:  Bartek Zmarzlik, Bartek! Wszyscy chłopacy zaczęli się śmiać. Gdy wsiadłam na motor zobaczyłam, że dołączył do nas Łukasz Kaczmarek. Zaprosiliśmy go do naszych ‘zawodów’. Teraz wszystko wyglądało tak jak na prawdziwym meczu. W tym biegu sędziował Michael. Zaczął odliczać: Tre! To! En! start! Wszyscy się domyślili, o które liczby chodziło, ja tylko zaśmiałam się pod nosem z pomysłowości Duńczyka. Sekundę później taśma poszła w górę i pojechaliśmy. Na początku jechałam jako ostatnia, ale już pod koniec pierwszego okrążenia udało mi się wyprzedzić Adriana. Po trzecim okrążeniu wskoczyłam na drugie miejsce, zostawiając Sówkę i Kaczmarka z tyłu. Bartek przyjechał pierwszy, w końcu nie miałam możliwości pokonania tak dobrego zawodnika.
Byłam z siebie dumna, zresztą juniorzy też byli pod wrażeniem. Gdy zsiadłam z motoru zauważyłam, że wszyscy chłopacy stali w zwartym kółku i o czym ze sobą rozmawiali. Zdenerwowałam się, bo zaczęli się zachowywać zupełnie tak samo, jak zanim się pogodziliśmy. Powoli zaczęłam się do nich skradać, chciałam usłyszeć, o czym tak dyskutują. Gdy byłam jakieś 3 metry od nich i prawie rozumiałam, o czym  rozmawiają, potknęłam się o pilota. Wszyscy jak na komendę odwrócili się i… zaczęli na mnie biec! Nie zdążyłam nawet podnieść nogi do ucieczki, bo byłam już w powietrzu. Juniorzy zaczęli odliczać. Na zero wszyscy wypchnęli mnie w powietrze, tak samo jak zawsze robią z żużlowcem, który wygra jakiś ważny bieg, często decydujący o losach całego meczu. Gdy wreszcie posadzili mnie na ziemi zaczęłam się śmiać. Trochę się uspokoiłam, więc Łukasz powiedział:
-Miałaś minę, jakbyś myślała, że biegniemy się zabić!
-Jeszcze się mi dziwisz? Tak to wyglądało! Rzuciliście się na mnie, jakbyście grali w rugby, a ja bym była piłką! – powiedziałam, a po moich słowach wszyscy zaczęli się śmiać. Jeździliśmy jeszcze jakieś 5 biegów. Zajmowałam zazwyczaj drugie lub trzecie miejsce. Raz się zdarzyłam czwarte, ale ani razu nie udało mi się wygrać, w końcu zawsze jeździł Michael albo Bartek. Po skończonym treningu wszyscy udali się do szatni. Ja poszłam pod prysznic, przy okazji śpiewając piosenkę Imane- ‘You will never know’. Myjąc głowę śpiewałam wers ‘I will never show’, gdy usłyszałam ruch otwieranych drzwi. Szybko owinęłam się ręcznikiem i wyszłam. Zobaczyłam, że do pomieszczenia wbiegł malutki kotek. Zaśmiałam się ze swojej naiwności, przecież nikt inny by tu nie wszedł. Do domu odwiózł mnie Bartek. Po drodze jeszcze sobie porozmawialiśmy. Byłam wykończona, ale bardzo szczęśliwa, podobał mi się dzisiejszy trening. Przyszłam do domu i od razu się położyłam spać.
Następnego dnia obudził mnie dzwonek w telefonie: była 9. Już wiedziałam, że zaspałam do szkoły, więc stwierdziłam, że do niej nie pójdę, w końcu był już czwartek, za kilka dni mecz z Rzeszowem, trzeba było się przygotować. Ubrałam rurki, luźną bluzkę z krótkim rękawem i przeszłam się na stadion. Gdy tylko weszłam zauważyłam, że na stadionie jest już Tomek i Matej. Podeszłam do swojego motoru i zaczęłam się przebierać. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić podszedł do mnie Matej i przywitał się ze mną: Przytulił i powiedział ‘Cześć’ z uśmiechem. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Stałam jak skamieniała. Mężczyzna się odezwał:
-Co tam u Ciebie? Tęskniliśmy za Tobą, mogłabyś częściej wpadać na stadion, może byśmy razem potrenowali?- Matej widząc, że nie odzywam się zapytał tylko- Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?
-Tak, tak, pewnie… Przepraszam Cię, ale muszę już iść. – Po moich słowach Słoweniec zrobił zawiedzioną minę.- Ale, ale, piękna, czekałem na Ciebie tyle czasu!- Zrobiłam jeszcze większe oczy, ale nie odezwałam się i poszłam jak najszybciej w kierunku toalety. Niestety, po drodze zaczepił mnie Tomek:
-Hej młoda, jak tam? Może jutro trening? Zresztą, zaraz wracam, muszę porozmawiać z Matejem, potem się umówimy. Poza tym, tam ktoś czeka na Ciebie- pokazał ręką w kierunku toru. Przy wjeździe stał Niels i machał do mnie, uśmiechając się promiennie.
Ostrożnie podeszłam do starszego kolegi, rozglądając się przy okazji, czy nikt mnie nie kręci. Nikogo nie zauważyłam, więc podeszłam do mężczyzny. Iversen tylko do mnie podszedł i przytulił, mówiąc: Cześć, kochanie. Myślałam, że się przesłyszałam, nie wiedziałam, co jest grane.
-Dobra, Niels, dzięki, ale to jest jakaś ukryta kamera, czy co?- zapytałam po angielsku.
-Ale księżniczko, jaka ukryta kamera? Chodź tu do mnie, stęskniłem się.- powiedział Duńczyk i wyciągnął ręce, chcąc mnie objąć, ale udało mi się zrobić unik. Niels zrobił zawiedzioną minę. Po chwili podszedł do nas Matej.
-Cześć, cześć, cześć, zakochańce! Trochę za gorąco na trening, może pójdziemy gdzieś? Co Wy na to?
-Przykro mi, ale mamy plany, jedziemy gdzieś we dwójkę, może następnym razem?- spytał Niels z chytrym uśmiechem.
-No dobra, dobra, nie będę Wam przeszkadzał, idę z Tomkiem na pizze. To do jutra.
-No, to pa.- zakończył rozmowę ze Słoweńcem.- A teraz jedziemy do Ciebie, przebierzesz się i zabieram Cię na wycieczkę. – mężczyzna ruszył w stronę samochodu, ciągnąc mnie za rękę. Zaskoczona poszłam za nim.
Odwiózł mnie do domu, a ja poszłam do góry się przebrać. Ubrałam zwiewną sukienkę i szpilki, zgodnie z zaleceniami nowego chłopaka, nałożyłam trochę pudru i musnęłam rzęsy tuszem. Wychodząc powiedziałam rodzicom, że jadę z Nielsem. Nawet się nie zdziwili i powiedzieli, żebym się dobrze bawiła.
Wsiadłam do samochodu. Mężczyzna, który na mnie czekał spojrzał na mnie z uwielbieniem, ale się nie odezwał, tylko od razu ruszył. Po jakiś 10 minutach jazdy dojechaliśmy na miejsce. Znajdowaliśmy się na niewielkiej polanie w środku lasu. Gdy wyszłam z samochodu, zauważyłam, że na ziemi leży mięciutki koc i koszyk, sceneria prawie jak w komedii romantycznej. Usiedliśmy, a chłopak zaczął wyciągać pyszności: naleśniki ze szpinakiem, muffinki z czekoladą i croissanty. Jak tylko wszystko wyjął zaczął:
-I jak Ci się podoba, kochanie? Sam robiłem- powiedział z wyraźnym zadowoleniem, oczywiście po angielsku.
-No… Bardzo mi się podoba- powiedziałam ostrożnie.- Ale z jakiej to okazji?
-Głuptasku, jak to z jakiej? To za to, że jesteśmy ze sobą. Zakochuje się w Tobie z dnia na dzień coraz bardziej- powiedział po angielsku lekko speszony swoim wyznaniem, lecz po chwili powiedział normalnym tonem.- A teraz posłuchaj, czego się nauczyłem, specjalnie dla Ciebie! No więc- Duńczyk zrobił krótką przerwę, wziął głęboki oddech i powiedział po polsku- Kocham Cię najbardziej na świecie!
Myślałam, że się przesłyszałam. Zamknęłam oczy i zaczęłam się zastanawiać, co się dzieje. Skierowałam oczy  w stronę słońca, ponieważ przyjemnie smagało mnie w twarz. Po chwili poczułam cień na twarzy. Domyśliłam się, co Niels chce zrobić, ale nie zamierzałam otworzyć oczu.
____Eh, jest słabo, bardzo słabo... Tak samo jak w życiu uczuciowym... No ale cóż, świat bywa okrutny, liczę na obiektywną krytykę : )

środa, 6 lutego 2013

Rozdział 7!

Koło 19 zwinęliśmy się do domu. Po drodze zaczęliśmy rozmawiać:
-Michael, powiedz mi szczerze, co się stało, że zacząłeś się do mnie odzywać? W taką nagłą przemianę nie wierzę…
-To przez ten mecz z Zieloną… Widziałem, jak walczysz, jak Ci zależy, nie poddajesz się… To mi zaimponowało, zobaczyłem, że to nie jest jakaś zachcianka rozkapryszonej nastolatki, tylko to jest Twoja pasja.
-Czemu nikt wcześniej nie mógł ze mną o tym porozmawiać? Jakoś wcześniej nikt nie brał tego pod uwagę… Naprawdę dużo mnie kosztowało wpasowanie się do drużyny, w której nikt mnie nie chciał… To bolało.- powiedziałam ze smutkiem.
-Przepraszam Cię jeszcze raz, nie pomyślałem, to też jest moja wina…- Widać było, że Michael był zakłopotany.
-Teraz już nie ma za co, ważne, je chociaż część drużyny jest po mojej stronie.
-Młoda, nie martw się. Teraz będzie tylko lepiej. Dobranoc.- przy ostatnim słowie nachylił się i dał mi buziaka w policzek. Nawet nie zauważyłam, jak znaleźliśmy się na miejscu.
-Dzięki za wszystko, Jensen, straaasznie poprawiłeś mi humor. Do obaczenia jutro!- z tymi słowami opuściłam samochód i udałam się do domu.
Do końca tygodnia w każdej wolnej chwili trenowałam na stadionie. W niedziele pojechałam z drużyną do Zielonej Góry na mecz. Z zaciekawieniem oglądałam, jak chłopacy przygotowują się do niego bez Mateja, który wszystko obserwował z parku maszyn. Po dwóch biegach byliśmy już 4 punkty w plecy. Widziałam zdenerwowanie na twarzy kolegi z kontuzją. W głębi duszy miałam jednak nadzieję, że wygramy, w końcu była duża stawka, Derby Ziemi Lubuskiej, chyba najważniejsze wydarzenie dla kibiców obu drużyn. Po piątym biegu wychodziliśmy już na prostą, ale zaraz potem zaczęliśmy znowu je tracić. Sytuacja była niepewna, losy meczu nie były przesądzone. O zwycięstwie miał zadecydować ostatni nominowany bieg. Niestety, okazało się, że przegraliśmy go 2-4, tym samy przegrywając cały mecz. Zielonogórzanie bardzo się cieszyli w parku maszyn, żeby zaraz go opuścić, by udać się do kibiców, aby wraz z nimi świętować zwycięstwo. Za to cała nasza drużyna miała smutne miny. Gdy tylko Niels wjechała do parku maszyn, Matej wziął go na bok i zaczął o czymś szybko rozmawiać. Ja podeszłam do juniorów, którzy nie byli w najlepszych humorach. Zaczęłam:
-No cześć chłopaki.
-Cześć-powiedzieli chórem.
-Jak tam po meczu?- zapytałam z troską w głosie.
-No co, przegraliśmy. Ale zastanawia mnie jedno, czy gdybyś Ty jechała, nie wygralibyśmy tego meczu…- Powiedział Bartek.
-Jasne, bo ja na pewno zrobię 12pkt., nie?- powiedziałam ze śmiechem.
-Jasne, od razu komplet. Nie, chodzi nam raczej o to, że Tomka i Nielsa tak często by nie puszczali, a dzięki temu może wygralibyśmy ten 15 bieg?- z tymi słowami zwrócił się do mnie Adrian.
-Tak, ale nie powiedziane, że jakbym zdobyła tyle samo punktów co seniorzy, równie dobrze mogłabym zebrać same 0…
-Dobra, nie ma co gdybać, chodźcie, pakujemy się i jedziemy do domu.- powiedział Jepsen z otuchą.
Po powrocie z Zielonej wszyscy rozeszli się do swoich domów. Na szczęście udało nam się umówić, żeby przyjść na stadion potrenować.
W poniedziałek o 16 przybyłam na miejsce. Bartek i Michael już byli na miejscu.
-Czeeeeść- powiedziałam
-Hej, młoda- powiedział Michael.
-No cześć, cześć. Dzwoniłaś do Adriana?- z tymi słowami zwrócił się do mnie Bartek.
-Tak, powiedział, że będzie za jakiś 5 minut.
-Okej, to czekamy na niego. Jak tam w szkole?- znowu rozmawiałam z Bartkiem.
-A nic, oprócz tego, że część uczniów patrzy się na mnie, jakby chcieli mnie zabić.
-A Ty nic nie słyszałaś? -Michael zrobił wielkie oczy, a ja pokręciłam przecząco głową. – Wszyscy uważają, że kręcisz z Dudkiem, ktoś zresztą widział Was, jak się całujecie.
-Do tego uważają, że zdradziłaś naszą drużynę, w końcu on jest z Falubazu. – dodał Bartek.
-No nie, tylko nie to, tego mi brakowało… Jak mogę z nim kręcić, jak mało mnie nie zabił na derbach?!- mówiąc to nie widziałam, że za mną stoi Adrian.
-No no no, widzę, że koledzy mają wybujałą wyobraźnię.- powiedział nowo przybyły chłopak. Odwróciłam się i ze zdziwieniem zapytałam:
-Co masz na myśli, Adrian?
-Jak to co? Bartek, Michael?!
-No dobra, żartowaliśmy. Nie przejmuj się ludźmi w szkole. Jak będziesz jeździła dobrze i zdobywała punkty dla drużyny to będą Cię kochać, a jak coś zawalisz będą się patrzyć na Ciebie tak jak teraz. – powiedział Michael
-Nie no, super… -powiedziała zrezygnowana
-Ej, ale spójrz na to z innej strony!- krzyknął zadowolony Bartek. – Gorzej jak teraz, już nie będzie!
-Łał, ale pocieszenie- powiedziałam z trochę lepszym humorem. -Dobra, jedziemy ćwiczyć?
-Pewnie- odpowiedzieli chórem.
_____
Tak więc oddaję Wam kolejny rozdział. Zastanawiam się, ale raczej tak luźno, czy nie pisać tego opowiadania dalej w Wordzie, nie chcę zbytnio zaśmiecać internetu, wolę Wasze opowiadania :D Nie potrafię dopasować czcionki, jaka by mi psaowała, bo jedna jest za duża, a druga za mała -.- Uhhh. W szkole maaaasakra, byle do weekendu. No to idę się uczyć. Miłego dnia wszystkim : )
PS.siedem moja ulubiona liczba! Powinien być też udany rozdział, niestety jest jak widać :c

wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 6!


-My Tobie? Proszę Cię. Tylko się nie popłacz jak z nami przegrasz. -powiedział.- Wiesz, jak to jest z dziećmi, a co dopiero jak są one płci żeńskiej. -z tymi słowami zwrócił się do przyjaciela. Nie przejęłam się jego słowami.
Ustaliliśmy, że najpierw pojadę z Nielsem. Mężczyźni włączyli taśmę, żeby było bardziej realistycznie. Ustawiliśmy się, a Matej się przygotowywał do włączenia jej. Gdy wszystko ogarnął zaczął krzyczeć: Uwaga! 3, 2, 1, START!
Taśma poszła w górę i pojechaliśmy.  Na pierwszym łuku PUK mnie wyprzedził, ale ja się nie poddawałam i walczyłam dalej. Na drugim łuku udało mi się go prześcignąć, ale tylko na chwilę. Po kilku sekundach znowu mnie wyprzedził. Próbowałam na wszystkie znane mi sposoby i po wszystkich stronach ominąć go. Prawie pewna swojej porażki jechałam już ostatnie okrążenie. Na drugim łuku 4 okrążenia, czyli praktycznie przed samą metą udało mi się jednak wykorzystać nieuwagę Iversena i go przegonić! W konsekwencji na metę dojechałam pierwsza, Matej widział to doskonale. Zaczęłam cieszyć się jak dziecko. Gdy wreszcie się uspokoiłam spojrzałam z ciekawością na mężczyznę, który nam sędziował, a do tego z uśmiechem na ustach. Zauważyłam, że nie był zadowolony, a do tego uśmiech na mojej twarzy jeszcze bardziej go zdenerwował. Zaczął mówić po polsku:
- Ty się tak nie ciesz, PUK był dzisiaj dosyć zmęczony i zdekoncentrowany po nocy, wiesz, on robi całkiem inne rzeczy niż Ty.- powiedział z drwią. -Ze mną Ci tak łatwo nie pójdzie, siadaj na motor.
-Dobrze tato, hahahhaha. Ale czy ty nie jesteś przypadkiem zły? Może coś się stało?- to mówiąc znowu zaczęłam się śmiać.
-Skończ gadać, zakładaj motor, jedziemy.
-A jak się zakłada motor? Nie wiem jak Ciebie, ale mnie uczyli, że zakłada się kask i siada na motor, a nie na odwrót.
Matej tylko zmierzył mnie wzrokiem, założył kask poszedł się przygotować.
Podjechaliśmy pod taśmę i czekaliśmy, aż Niels ją włączy. Przytrzymywaliśmy z rywalem sprzęgło, podczas gdy PUK zaczął odliczać: 3, 2, 1, START! Oboje pojechaliśmy, mimo, że taśma się nie podniosła. Wywnioskowaliśmy jedno: któreś z nas zahaczyło o nią! Zatrzymaliśmy się i zaczęliśmy krzyczeć jedno na drugie. Gdy wreszcie stwierdziliśmy, że Niels to widział i musi osądzić, czyja to wina, odwróciliśmy się w jego stronę. Zamiast zobaczyć stojącego PUKa zastanawiającego się, kto wygrał bieg, zauważyliśmy, że … Iversen prawie tarza się po ziemi. Nie wiedząc co się dzieje podeszliśmy do niego i zapytaliśmy, co się stało.
Niels wstał i otrzepał się. Mimo tych czynności nie przestawał się śmiać. Gdy wreszcie się uspokoił zaczął nam opowiadać po angielsku:
-No bo trzymałem tego pilota… I gdy odliczałem to pilot wypadł mi z ręki z poleciał na ziemię, więc nie miałem jak uruchomić taśmy. Ale to jeszcze nic, jak zobaczyłem, jak zaczęliście się kłócić czyja to była wina, myślałem, że popłaczę się ze śmiechu! Wyglądaliście jak stare dobre małżeństwo!
Mocno zdenerwowana rzuciłam się na niego z pięściami i zaczęłam krzyczeć:
-Takie to było dla Ciebie zabawne?! Ty jesteś normalny? A gdyby nam się coś stało, to też byś się śmiał? A nie, przecież to było takie śmieszne!- ostatnie zdanie powiedziałam z sarkazmem. Niels tylko stał, przytrzymując moje nadgarstki, ponieważ nie wiedział, co się dzieje. Matej podszedł od tyłu i złapał mnie w pasie tak, żebym się nie wyrwała i nie zrobiła nikomu krzywdy. Krótko i zwięźle wytłumaczył w obcym języku o co chodzi. Gdy wreszcie się uspokoiła Słoweniec stwierdził, że nie powinnam nikomu zrobić krzywdy i mnie puścił. Mężczyźni tylko prześlizgując po mnie wzrokiem poszli po motory i udali się do parku maszyn. Ja usiadłam na bandzie i wpatrywałam się tępo przed siebie. Po chwili podniosłam głowę  i rozkoszowałam się słońcem padającym na moją twarz. W pewnym momencie usłyszałam jakieś poruszenie niedaleko mnie. W głębi duszy miałam nadzieję, że przyszedł do mnie któryś z mężczyzn, z którymi przed chwilą jeździłam. Mimo, że nie miałam pojęcia, kto to może być nie spieszyłam się z otarciem oczu. Gdy wreszcie to zrobiłam, zobaczyłam, że przede mną stoi MJJ. Tego się nie spodziewałam, więc zrobiłam minę, jakbym zobaczyła ducha.
-Michael, a Ty co tu robisz?- zapytałam po angielsku.
-Odwołali mi ligę angielską, zanim tam pojechałem. Przyjechałem, bo chciałem poćwiczyć, ale trafiłem na Was. Niestety słyszałem i widziałem większość tego, co tu się stało… Wszystko okej?
- No, powiedzmy, że może być.- zawstydzona zaczęłam się bawić żużlem pod butami.
-Nie przejmuj się nimi. Oni pogadają, pośmieją się, a potem sobie odpuszczą.
-Mam taką nadzieję… Idziesz ze mną coś zjeść? – w tym momencie byłam szczęśliwa, że tak dobrze opanowałam angielski.
-Pewnie, możemy iść. Tylko gdzie?
-Może do Sphinxa w Askanie, co Ty na to?
-Dobra, tylko wyjaśnij, co to jest, bo nigdy tam nie byłem.
-No co Ty? Taka restauracja, dosyć elegancka, możemy usiąść na zewnątrz albo w środku.
-Okej, to idziemy się teraz przebrać, odwiozę Cię do domu i podjadę pod Twoją klatkę koło 18, tylko wytłumaczysz mi, gdzie mieszkasz.
-Nie, nie trzeba, ja sobie pojadę autobusem, a Ty możesz podjechać o tej 18, okej? Poza tym, nie chcę, żeby Twoja dziewczyna była zła albo zazdrosna.
-Nie, jak mną nie poprowadzisz, to nie dojadę potem pod Twój dom, więc musisz jechać. A o moją dziewczynę się nie martw, ja to załatwię.
-Dobra, to dawaj, za 10 min pod Twoim samochodem.- tymi słowami się pożegnaliśmy i każdy poszedł w swoją stronę.
Dojechałam do domu, wykąpałam się i zaczęłam szykować ubrania na wyjście. O 18 byłam już gotowa. Miałam na sobie niebieskie rurki, biały, obcisły top, niebieskie szpilki, a do tego dopasowałam białą kopertówkę. Zeszłam na dół i wsiadłam do samochodu. Michael tylko zagwizdał na mój widok. W restauracji zjadłam to samo co Jepsen- grillowane filety z kurczaka, były naprawdę dobre.

_____

Wrrr, znowu szkoła :c Ale za to mogę na znienawidzonych przedmiotach pisać to opowiadanie :D Zazdroszczę tym, co dopiero zaczynają ferie, albo dopiero będą mieli :c Dobra, nie zamęczam Was, idę się uczyć na niemiecki :< Proszę tych, co czytają o komentowanie- to dla mnie bardzo ważne <3

wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział 5!



Wyszliśmy z McDonalda ze śmiechem, przy okazji przepychając się w drzwiach. Magdę zobaczyliśmy w momencie, gdy Łukasz niósł mnie na plecach. Resztą osób, które tam były, okazali się nasi znajomi z Ekonomika.
Siedzieliśmy w parku średnio do 18. Po tej godzinie ja musiałam jechać na trening, a Łukasz do domu. Tym razem na stadionie jeździłam tylko z Bartkiem, Łukaszem Kaczmarkiem i Adrianem. Zdziwiło mnie, że prawie normalnie ze mną rozmawiali. Był czwartek.  Na treningu dowiedziałam się, że Matej ma jakieś problemy z nogą i na pewno nie pojedzie w Derbach, a nie wiadomo co dalej. Niby nie powinno się cieszyć z cudzego nieszczęścia, ale ja byłam strasznie zadowolona, że prawdopodobnie będę jechać w pierwszym meczu w życiu, ale przy tym cholernie się bałam. Mieliśmy jeździć z Zieloną Górą. W piątek i sobotę trenowałam po kilka godzin, na zmianę z uczeniem się. W niedzielę wreszcie się wyspałam, wstałam koło 12. Od razu się ubrałam i pojechałam na stadion. Przybyłam jako czwarta, jeżeli chodzi o zawodników ze Stali. Zobaczyłam też Mateja i Nielsa. Ten pierwszy wyglądał na bardzo wkurzonego. Po chwili podszedł do mnie Adrian który też już był w Parku Maszyn. Zaczął mi opowiadać:
-Słuchaj, Matej dopiero wyszedł od trenera, ciekawie nie było. Kłócili się, bo Matej wolał zastępstwo zawodnika, zamiast ciebie. Za to trener pokłada w Tobie nadzieje i chciał, żebyś wystąpiła. Po za tym…- nie dane mu było dokończyć, bo zobaczyłam, jak Paluch wychodzi z pomieszczenia i zamaszystym ruchem ręki zaprasza mnie do środka. On też nie wyglądał na zbytnio zadowolonego. Gdy tylko usiadłam zaczął:
-Słuchaj, mogłabyś pojechać w dzisiejszym meczu? Nie przejmuj się Zagarem, on pomarudzi i mu przejdzie. Żeby też się tak ‘nie denerwował’ na wyjeździe zastosujemy zastępstwo zawodnika. W meczu z Rzeszowem zrobimy to samo. Może być?
-Jasne, dziękuję trenerze.
Wyszłam z pomieszczenia bardzo szczęśliwa. Od razu poleciałam się przebrać.
Pojechałam już w pierwszym biegu. Jechałam z Adrianem, obok Aleksandra i Patryka. Żaden z zielonogórzan nie był w stosunku do mnie pozytywnie nastawiony.
Już na pierwszym łuku Dudek ‘przypadkiem’ zahaczył mój motor, przez co poleciałam na bandę, a on pojechał zadowolony dalej. Zaraz przybiegł do mnie lekarz. Ledwo co się podniosłam, ale zacisnęłam zęby, bo powiedziałam sobie, że choćby nie wiem co by się działo, albo jak bolało i tak dam sobie radę.
W powtórce biegu DuZers został wykluczony. Jechałam teraz tylko z Adrianem i Aleksandrem. Na metę dojechałam druga, zaraz za Loktajevem.
Cały stadion zaczął krzyczeć moje imię. Bardzo mi się to podobało, byłam im wdzięczna. Zadowolona wjechałam do parku maszyn. Trener i wszyscy juniorzy rzucili się na mnie i zaczęli mi gratulować. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie noga. Bardzo mnie bolała, więc udałam się do karetki. Tam powiedzieli mi, że to tylko stłuczenie. Niepocieszona udałam się do swojego motoru. Czekały mnie jeszcze 2 biegi, musiałam się do nich jakoś psychicznie przygotować. W siódmym biegu zajęłam 3 miejsce, natomiast w dziewiątym na metę dojechałam ostatnia. Matej szalał w parku maszyn, krzycząc na zmianę albo na trenera, że mnie puścił, albo na mnie, że tak źle pojechałam. Na szczęście udało nam się wygrać derby, przynajmniej u nas.
W poniedziałek po lekcjach znów udałam się na stadion. Musiałam potrenować, żeby odstresować się po poprzednim dniu. Gdy tylko doszłam do motoru poprosił mnie trener. Poszłam do niego z duszą na ramieniu. Gdy usiadłam od razu zaczął mówić:
- Co się wczoraj stało? Nie chcesz jechać w meczu z Rzeszowem? Nie radzisz sobie?
-Pewnie, że chcę jechać. Chodzi po prostu o to, że po tym  wczorajszym upadku strasznie mnie boli noga. Do tego Matej cały czas na mnie krzyczał, a to nie moja wina, że mnie Dudek podhaczył. – odpowiedziałam ze złością.
-Dobra, to zrobimy tak jak mówiłem kilka dni temu. Na wyjeździe zz, a u nas Ty. Tylko proszę Cię, postaraj się, że Matej się nie czepiał.
-No jasne. Dzięki, trenerze.
Znowu zaczęłam jeździć całymi dniami. W szkole zauważyłam, że kilka osób przechodząc koło mnie mierzy mnie wzrokiem i krzywi się na mój widok. W czwartek na mojej chemii wyciągnęłam brata do Parku Róż. Całą drogę szliśmy w milczeniu. Usiedliśmy na ławce niedaleko placu zabaw i zaczęliśmy rozmawiać. Paweł pierwszy zadał pytanie:
-Z jakiej lekcji zwiałaś?
-Z chemii. Nie wytrzymałabym z tą babą. A Ty na jaką lekcję nie poszedłeś przeze mnie, misiek?
-Nie przez Ciebie, po prostu też nie miałem ochoty iść. Teraz mam polski. Jest jeszcze jakiś powód, dla którego nie poszłaś na lekcje?
-Sama nie wiem… Wszyscy mierzą mnie wzrokiem za tamten mecz…. Już mi wystarczyło, że Matej na mnie nakrzyczał. Poza tym czy ci super jeżdżący ludzie, którzy tak krzywo na mnie patrzą pojechaliby lepiej.
-Nie przejmuj się, jeszcze im pokażesz. Może nie idź na lekcje tylko jedź do domu odpocząć? Prześpisz się trochę i będzie lepiej- powiedział z troską Paweł.
-Może masz rację… Tzn. w tym sensie, że nie pójdę na lekcje, tylko pojadę na stadion trochę potrenować. Bo w sumie, jak wcześniej pojadę, to wcześniej skończę, a wtedy..- myślami byłam już daleko stąd.
-Doobra, jak chcesz. Ja pójdę do Twojego wychowawcy i powiem, że nie było Cię na lekcji, bo musiałaś jechać do domu, bo bolała Cię głowa, a ja byłem Cię odprowadzić. Pasuje?
- Dzięki Paweł, jasne, że pasuje. No dobra, to ja się zwijam. Do wieczora. -powiedziała i pocałowałam go w policzek na pożegnanie.
Przyjechałam na stadion, rozgrzałam się i wyjechałam na tor. Po dwóch kółkach usłyszałam dźwięk innego motoru, do tego nie jednego. Odwróciłam się i zobaczyłam, ze na tor wjeżdżają dwaj żużlowcy- jeden na pokrowcu silnika miał kolorowe plamki, natomiast drugi nr #55. Podjechali do mnie, a Matej zaczął mówić:
-O, widzę, ze jesteś sama, może się pościgamy? A nie, zapomniałem, ze Ty nie potrafisz. Jeszcze się wywalisz i okaże się, ze to nasza wina- powiedział do mnie, ale po angielsku, żeby kolega mógł go zrozumieć. Oboje zaczęli się śmiać.
- Dobrze, możemy jechać, tylko bez żadnych forów- powiedziałam również po angielsku.

____________________________
Wreszcie dodałam : ) Ferie, ferie, ferie i zaraz będzie po feriach :<