wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 6!


-My Tobie? Proszę Cię. Tylko się nie popłacz jak z nami przegrasz. -powiedział.- Wiesz, jak to jest z dziećmi, a co dopiero jak są one płci żeńskiej. -z tymi słowami zwrócił się do przyjaciela. Nie przejęłam się jego słowami.
Ustaliliśmy, że najpierw pojadę z Nielsem. Mężczyźni włączyli taśmę, żeby było bardziej realistycznie. Ustawiliśmy się, a Matej się przygotowywał do włączenia jej. Gdy wszystko ogarnął zaczął krzyczeć: Uwaga! 3, 2, 1, START!
Taśma poszła w górę i pojechaliśmy.  Na pierwszym łuku PUK mnie wyprzedził, ale ja się nie poddawałam i walczyłam dalej. Na drugim łuku udało mi się go prześcignąć, ale tylko na chwilę. Po kilku sekundach znowu mnie wyprzedził. Próbowałam na wszystkie znane mi sposoby i po wszystkich stronach ominąć go. Prawie pewna swojej porażki jechałam już ostatnie okrążenie. Na drugim łuku 4 okrążenia, czyli praktycznie przed samą metą udało mi się jednak wykorzystać nieuwagę Iversena i go przegonić! W konsekwencji na metę dojechałam pierwsza, Matej widział to doskonale. Zaczęłam cieszyć się jak dziecko. Gdy wreszcie się uspokoiłam spojrzałam z ciekawością na mężczyznę, który nam sędziował, a do tego z uśmiechem na ustach. Zauważyłam, że nie był zadowolony, a do tego uśmiech na mojej twarzy jeszcze bardziej go zdenerwował. Zaczął mówić po polsku:
- Ty się tak nie ciesz, PUK był dzisiaj dosyć zmęczony i zdekoncentrowany po nocy, wiesz, on robi całkiem inne rzeczy niż Ty.- powiedział z drwią. -Ze mną Ci tak łatwo nie pójdzie, siadaj na motor.
-Dobrze tato, hahahhaha. Ale czy ty nie jesteś przypadkiem zły? Może coś się stało?- to mówiąc znowu zaczęłam się śmiać.
-Skończ gadać, zakładaj motor, jedziemy.
-A jak się zakłada motor? Nie wiem jak Ciebie, ale mnie uczyli, że zakłada się kask i siada na motor, a nie na odwrót.
Matej tylko zmierzył mnie wzrokiem, założył kask poszedł się przygotować.
Podjechaliśmy pod taśmę i czekaliśmy, aż Niels ją włączy. Przytrzymywaliśmy z rywalem sprzęgło, podczas gdy PUK zaczął odliczać: 3, 2, 1, START! Oboje pojechaliśmy, mimo, że taśma się nie podniosła. Wywnioskowaliśmy jedno: któreś z nas zahaczyło o nią! Zatrzymaliśmy się i zaczęliśmy krzyczeć jedno na drugie. Gdy wreszcie stwierdziliśmy, że Niels to widział i musi osądzić, czyja to wina, odwróciliśmy się w jego stronę. Zamiast zobaczyć stojącego PUKa zastanawiającego się, kto wygrał bieg, zauważyliśmy, że … Iversen prawie tarza się po ziemi. Nie wiedząc co się dzieje podeszliśmy do niego i zapytaliśmy, co się stało.
Niels wstał i otrzepał się. Mimo tych czynności nie przestawał się śmiać. Gdy wreszcie się uspokoił zaczął nam opowiadać po angielsku:
-No bo trzymałem tego pilota… I gdy odliczałem to pilot wypadł mi z ręki z poleciał na ziemię, więc nie miałem jak uruchomić taśmy. Ale to jeszcze nic, jak zobaczyłem, jak zaczęliście się kłócić czyja to była wina, myślałem, że popłaczę się ze śmiechu! Wyglądaliście jak stare dobre małżeństwo!
Mocno zdenerwowana rzuciłam się na niego z pięściami i zaczęłam krzyczeć:
-Takie to było dla Ciebie zabawne?! Ty jesteś normalny? A gdyby nam się coś stało, to też byś się śmiał? A nie, przecież to było takie śmieszne!- ostatnie zdanie powiedziałam z sarkazmem. Niels tylko stał, przytrzymując moje nadgarstki, ponieważ nie wiedział, co się dzieje. Matej podszedł od tyłu i złapał mnie w pasie tak, żebym się nie wyrwała i nie zrobiła nikomu krzywdy. Krótko i zwięźle wytłumaczył w obcym języku o co chodzi. Gdy wreszcie się uspokoiła Słoweniec stwierdził, że nie powinnam nikomu zrobić krzywdy i mnie puścił. Mężczyźni tylko prześlizgując po mnie wzrokiem poszli po motory i udali się do parku maszyn. Ja usiadłam na bandzie i wpatrywałam się tępo przed siebie. Po chwili podniosłam głowę  i rozkoszowałam się słońcem padającym na moją twarz. W pewnym momencie usłyszałam jakieś poruszenie niedaleko mnie. W głębi duszy miałam nadzieję, że przyszedł do mnie któryś z mężczyzn, z którymi przed chwilą jeździłam. Mimo, że nie miałam pojęcia, kto to może być nie spieszyłam się z otarciem oczu. Gdy wreszcie to zrobiłam, zobaczyłam, że przede mną stoi MJJ. Tego się nie spodziewałam, więc zrobiłam minę, jakbym zobaczyła ducha.
-Michael, a Ty co tu robisz?- zapytałam po angielsku.
-Odwołali mi ligę angielską, zanim tam pojechałem. Przyjechałem, bo chciałem poćwiczyć, ale trafiłem na Was. Niestety słyszałem i widziałem większość tego, co tu się stało… Wszystko okej?
- No, powiedzmy, że może być.- zawstydzona zaczęłam się bawić żużlem pod butami.
-Nie przejmuj się nimi. Oni pogadają, pośmieją się, a potem sobie odpuszczą.
-Mam taką nadzieję… Idziesz ze mną coś zjeść? – w tym momencie byłam szczęśliwa, że tak dobrze opanowałam angielski.
-Pewnie, możemy iść. Tylko gdzie?
-Może do Sphinxa w Askanie, co Ty na to?
-Dobra, tylko wyjaśnij, co to jest, bo nigdy tam nie byłem.
-No co Ty? Taka restauracja, dosyć elegancka, możemy usiąść na zewnątrz albo w środku.
-Okej, to idziemy się teraz przebrać, odwiozę Cię do domu i podjadę pod Twoją klatkę koło 18, tylko wytłumaczysz mi, gdzie mieszkasz.
-Nie, nie trzeba, ja sobie pojadę autobusem, a Ty możesz podjechać o tej 18, okej? Poza tym, nie chcę, żeby Twoja dziewczyna była zła albo zazdrosna.
-Nie, jak mną nie poprowadzisz, to nie dojadę potem pod Twój dom, więc musisz jechać. A o moją dziewczynę się nie martw, ja to załatwię.
-Dobra, to dawaj, za 10 min pod Twoim samochodem.- tymi słowami się pożegnaliśmy i każdy poszedł w swoją stronę.
Dojechałam do domu, wykąpałam się i zaczęłam szykować ubrania na wyjście. O 18 byłam już gotowa. Miałam na sobie niebieskie rurki, biały, obcisły top, niebieskie szpilki, a do tego dopasowałam białą kopertówkę. Zeszłam na dół i wsiadłam do samochodu. Michael tylko zagwizdał na mój widok. W restauracji zjadłam to samo co Jepsen- grillowane filety z kurczaka, były naprawdę dobre.

_____

Wrrr, znowu szkoła :c Ale za to mogę na znienawidzonych przedmiotach pisać to opowiadanie :D Zazdroszczę tym, co dopiero zaczynają ferie, albo dopiero będą mieli :c Dobra, nie zamęczam Was, idę się uczyć na niemiecki :< Proszę tych, co czytają o komentowanie- to dla mnie bardzo ważne <3

wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział 5!



Wyszliśmy z McDonalda ze śmiechem, przy okazji przepychając się w drzwiach. Magdę zobaczyliśmy w momencie, gdy Łukasz niósł mnie na plecach. Resztą osób, które tam były, okazali się nasi znajomi z Ekonomika.
Siedzieliśmy w parku średnio do 18. Po tej godzinie ja musiałam jechać na trening, a Łukasz do domu. Tym razem na stadionie jeździłam tylko z Bartkiem, Łukaszem Kaczmarkiem i Adrianem. Zdziwiło mnie, że prawie normalnie ze mną rozmawiali. Był czwartek.  Na treningu dowiedziałam się, że Matej ma jakieś problemy z nogą i na pewno nie pojedzie w Derbach, a nie wiadomo co dalej. Niby nie powinno się cieszyć z cudzego nieszczęścia, ale ja byłam strasznie zadowolona, że prawdopodobnie będę jechać w pierwszym meczu w życiu, ale przy tym cholernie się bałam. Mieliśmy jeździć z Zieloną Górą. W piątek i sobotę trenowałam po kilka godzin, na zmianę z uczeniem się. W niedzielę wreszcie się wyspałam, wstałam koło 12. Od razu się ubrałam i pojechałam na stadion. Przybyłam jako czwarta, jeżeli chodzi o zawodników ze Stali. Zobaczyłam też Mateja i Nielsa. Ten pierwszy wyglądał na bardzo wkurzonego. Po chwili podszedł do mnie Adrian który też już był w Parku Maszyn. Zaczął mi opowiadać:
-Słuchaj, Matej dopiero wyszedł od trenera, ciekawie nie było. Kłócili się, bo Matej wolał zastępstwo zawodnika, zamiast ciebie. Za to trener pokłada w Tobie nadzieje i chciał, żebyś wystąpiła. Po za tym…- nie dane mu było dokończyć, bo zobaczyłam, jak Paluch wychodzi z pomieszczenia i zamaszystym ruchem ręki zaprasza mnie do środka. On też nie wyglądał na zbytnio zadowolonego. Gdy tylko usiadłam zaczął:
-Słuchaj, mogłabyś pojechać w dzisiejszym meczu? Nie przejmuj się Zagarem, on pomarudzi i mu przejdzie. Żeby też się tak ‘nie denerwował’ na wyjeździe zastosujemy zastępstwo zawodnika. W meczu z Rzeszowem zrobimy to samo. Może być?
-Jasne, dziękuję trenerze.
Wyszłam z pomieszczenia bardzo szczęśliwa. Od razu poleciałam się przebrać.
Pojechałam już w pierwszym biegu. Jechałam z Adrianem, obok Aleksandra i Patryka. Żaden z zielonogórzan nie był w stosunku do mnie pozytywnie nastawiony.
Już na pierwszym łuku Dudek ‘przypadkiem’ zahaczył mój motor, przez co poleciałam na bandę, a on pojechał zadowolony dalej. Zaraz przybiegł do mnie lekarz. Ledwo co się podniosłam, ale zacisnęłam zęby, bo powiedziałam sobie, że choćby nie wiem co by się działo, albo jak bolało i tak dam sobie radę.
W powtórce biegu DuZers został wykluczony. Jechałam teraz tylko z Adrianem i Aleksandrem. Na metę dojechałam druga, zaraz za Loktajevem.
Cały stadion zaczął krzyczeć moje imię. Bardzo mi się to podobało, byłam im wdzięczna. Zadowolona wjechałam do parku maszyn. Trener i wszyscy juniorzy rzucili się na mnie i zaczęli mi gratulować. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie noga. Bardzo mnie bolała, więc udałam się do karetki. Tam powiedzieli mi, że to tylko stłuczenie. Niepocieszona udałam się do swojego motoru. Czekały mnie jeszcze 2 biegi, musiałam się do nich jakoś psychicznie przygotować. W siódmym biegu zajęłam 3 miejsce, natomiast w dziewiątym na metę dojechałam ostatnia. Matej szalał w parku maszyn, krzycząc na zmianę albo na trenera, że mnie puścił, albo na mnie, że tak źle pojechałam. Na szczęście udało nam się wygrać derby, przynajmniej u nas.
W poniedziałek po lekcjach znów udałam się na stadion. Musiałam potrenować, żeby odstresować się po poprzednim dniu. Gdy tylko doszłam do motoru poprosił mnie trener. Poszłam do niego z duszą na ramieniu. Gdy usiadłam od razu zaczął mówić:
- Co się wczoraj stało? Nie chcesz jechać w meczu z Rzeszowem? Nie radzisz sobie?
-Pewnie, że chcę jechać. Chodzi po prostu o to, że po tym  wczorajszym upadku strasznie mnie boli noga. Do tego Matej cały czas na mnie krzyczał, a to nie moja wina, że mnie Dudek podhaczył. – odpowiedziałam ze złością.
-Dobra, to zrobimy tak jak mówiłem kilka dni temu. Na wyjeździe zz, a u nas Ty. Tylko proszę Cię, postaraj się, że Matej się nie czepiał.
-No jasne. Dzięki, trenerze.
Znowu zaczęłam jeździć całymi dniami. W szkole zauważyłam, że kilka osób przechodząc koło mnie mierzy mnie wzrokiem i krzywi się na mój widok. W czwartek na mojej chemii wyciągnęłam brata do Parku Róż. Całą drogę szliśmy w milczeniu. Usiedliśmy na ławce niedaleko placu zabaw i zaczęliśmy rozmawiać. Paweł pierwszy zadał pytanie:
-Z jakiej lekcji zwiałaś?
-Z chemii. Nie wytrzymałabym z tą babą. A Ty na jaką lekcję nie poszedłeś przeze mnie, misiek?
-Nie przez Ciebie, po prostu też nie miałem ochoty iść. Teraz mam polski. Jest jeszcze jakiś powód, dla którego nie poszłaś na lekcje?
-Sama nie wiem… Wszyscy mierzą mnie wzrokiem za tamten mecz…. Już mi wystarczyło, że Matej na mnie nakrzyczał. Poza tym czy ci super jeżdżący ludzie, którzy tak krzywo na mnie patrzą pojechaliby lepiej.
-Nie przejmuj się, jeszcze im pokażesz. Może nie idź na lekcje tylko jedź do domu odpocząć? Prześpisz się trochę i będzie lepiej- powiedział z troską Paweł.
-Może masz rację… Tzn. w tym sensie, że nie pójdę na lekcje, tylko pojadę na stadion trochę potrenować. Bo w sumie, jak wcześniej pojadę, to wcześniej skończę, a wtedy..- myślami byłam już daleko stąd.
-Doobra, jak chcesz. Ja pójdę do Twojego wychowawcy i powiem, że nie było Cię na lekcji, bo musiałaś jechać do domu, bo bolała Cię głowa, a ja byłem Cię odprowadzić. Pasuje?
- Dzięki Paweł, jasne, że pasuje. No dobra, to ja się zwijam. Do wieczora. -powiedziała i pocałowałam go w policzek na pożegnanie.
Przyjechałam na stadion, rozgrzałam się i wyjechałam na tor. Po dwóch kółkach usłyszałam dźwięk innego motoru, do tego nie jednego. Odwróciłam się i zobaczyłam, ze na tor wjeżdżają dwaj żużlowcy- jeden na pokrowcu silnika miał kolorowe plamki, natomiast drugi nr #55. Podjechali do mnie, a Matej zaczął mówić:
-O, widzę, ze jesteś sama, może się pościgamy? A nie, zapomniałem, ze Ty nie potrafisz. Jeszcze się wywalisz i okaże się, ze to nasza wina- powiedział do mnie, ale po angielsku, żeby kolega mógł go zrozumieć. Oboje zaczęli się śmiać.
- Dobrze, możemy jechać, tylko bez żadnych forów- powiedziałam również po angielsku.

____________________________
Wreszcie dodałam : ) Ferie, ferie, ferie i zaraz będzie po feriach :<

sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział 4!


Spojrzałam mężczyźnie w oczy. Zauważyłam, że nie ma jednoznacznego koloru oczu, niebieski przeplatał się u niego z zielony. Wpatrywałam się w jego tęczówki jeszcze kilkanaście sekund, po czym się otrząsnęłam.  Dopiero wtedy zauważyłam, że uratował mnie Niels. Ciągle trzymając mnie na rękach zapytał po angielsku:
-Wszystko w porządku?
Odpowiedziałam:
-Tak, pewnie- oczywiście nie zrozumiał słów po polsku, ale mówiąc to pokiwałam głową, więc chyba się zorientował i nie chciał mnie dalej męczyć. Postawił mnie ostrożnie na ziemi i powiedział, że odprowadzi do domu. Zgodziłam się. Przez większość drogi szliśmy w milczeniu. Pod moją klatką uśmiechnął się i pożegnał. Odprowadziłam go wzrokiem. Nie chciałam mówić rodzicom co się stało, więc wślizgnęłam się po cichu do pokoju. Następnego dnia miałam trening na 18 więc zdecydowałam, że się trochę pouczę. Udało mi się to z marnym skutkiem.
Po szkole wybrałam się od razu na stadion. Gdy tylko przekroczyłam ogrodzenie zobaczyłam, że stoi tam Łukasz, oparty o motor, ale odwrócony do mnie tyłem. Rozpędziłam się więc i wskoczyłam mu ‘na barana’. Zaskoczony mało się nie przewrócił. Odwrócił się do mnie i ze śmiechem powiedział:
-A Ty co? Nie jesteś zaskoczona, że tu jestem? A co do skakania na mnie to chcesz mnie zabić?!
-Jasne, że jestem, ale po Tobie można się już wszystkiego spodziewać. A co do zabijania, to czemu nie.- powiedziałam tajemniczo.
Łukasz spojrzał się na mnie groźnie i… zaczął mnie łaskotać. Śmiałam się jak nienormalna i krzyczałam na przemian, żeby przestał. Po chwili zauważyłam, że ktoś nam się przygląda. . .Niels i Matej patrzyli w naszą stronę z kpiną w oczach. Przeprosiłam Łukasza i skierowałam się w stronę seniorów.
-Matej, mógłbyś zostawić nas samych? – spytałam się.
-Dobra Niels, to ja pójdę do Łukasza, a gdyby ona Ci coś zrobiła to pamiętaj, krzycz.- powiedział po angielsku śmiejąc się pod nosem.
Iversen się uśmiechnął i stwierdził, że na pewno to zrobi.
Gdy drugi senior się oddalił zaczęłam po angielsku:
-Słuchaj, chciałam Ci podziękować za wczoraj. Gdyby nie Ty, nie wiem co by się stało.
-Nie ma za co. Przepraszam, ale muszę już iść- odpowiedział i szybko odszedł.
Trochę zdołowana poszłam po Łukasza i oznajmiłam mu, że wybieramy się do Maca.
Odpowiedział mi:
-Okeeej, a coś się stało? Wszystko w porządku?- spytał z troską.
-Tak. To znaczy nie… Zresztą opowiem Ci po drodze. Chodź, zaraz mamy autobus.
Wsiedliśmy do 101. Dzisiaj miałam spięte włosy w kok, więc nikt mnie nie poznał. Za to dwie dziewczyny podeszły do Łukasza i poprosiły o autograf, mierząc mnie przy tym wzrokiem. Gdy wreszcie trochę odeszły wybuchłam śmiechem. Mój przyjaciel podążył za moim wzrokiem i też nie powstrzymał śmiechu. W dość dobrych humorach wysiedliśmy z autobusu, ale ‘trochę’ się nam pogorszyły gdy zaczęłam opowiadać o wczorajszym dniu. Weszliśmy do Maca, zamówiliśmy po McZestawie i usiedliśmy. Opowiedziałam mu do końca sytuację z Nielsem. Łukasz siedział chwilę zamyślony, nawet nie jedząc swojej kanapki, po czym stwierdził wręcz odkrywczo:
-Ty mu się po prostu podobasz!
Gdy to usłyszałam mało nie udławiłam się kanapką, którą akurat jadłam. Gdy wreszcie się ogarnęłam odpowiedziałam mu:
-Jasne, może Matej się też w mnie zakochał? Do tego Gollob, Kasprzak i może jeszcze Jepsen?
-Czemu tylko oni? Przecież są jeszcze inni zawodnicy  z polskich drużyn, których nie wymieniłaś-powiedział ze śmiechem.
-Jasne, bo przecież wszyscy mnie tak kochają, a zawodnicy ze Stali, to już w ogóle za mną szaleją, normalnie muszę się od nich opędzać- w tym momencie ironizowałam.
Chyba jeszcze pół godziny trwała taka przepychanka słowna. Po 40 minutach poczułam, że dzwoni do mnie telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam, że to  Magda. Tylko odebrałam, nie zdążyłam nawet dojść do słowa, gdy ta zaczęła:
-Gdzie jesteś? Dobra, zresztą nieważne. Czekamy na Ciebie w parku róż. Zawijaj dupę i przyjeżdżaj.
-Ty, młoda, uważaj sobie na słowa! Jestem z Łukaszem w Mc’u , zaraz przyjdziemy.
-Oooo, stara, szaleeeejeeesz. Ale co Łukasz robi w Gorzowie? Dobra, powiecie jak przyjdziecie. Czekamy!
_____________
No więc mamy kolejny rozdział. Dziękuję za wszystkie komentarze, są dla mnie bardzo ważne : ) Teraz jednak wpisy będę dodawać co tydzień, bo nie wyrabiam się czasowo, zresztą i tak nikt tego nie czyta XD

niedziela, 6 stycznia 2013

Rozdział 3!



Rano wstałam z ogromnym bólem głowy. Oczywiście nie dane mi było wyspać się, ponieważ pies obudził mnie lizaniem w twarz i proszeniem o spacer. Nie mając innego wyjścia koło 9 wstałam i ubrałam się. Gdy wyszłam z bloku osiedle tętniło już życiem. Tam idzie mama z trójką dzieci,  tu ktoś z okna krzyczy: ‘Halina, nie zapomnij o srajtaśmie!’ Po prostu żyć nie umierać. Po powrocie do domu stwierdziłam, że nie mam co robić, więc długo się nie zastanawiając zadzwoniłam po Magdę i razem pojechałyśmy do Nova park pooglądać ciuchy, ale przede wszystkim pogadać. Opowiedziałam jej praktycznie wszystko, co leżało mi na sercu. Oczywiście, żeby nie było zbyt nudno po drodze spotkałyśmy Nielsa z kolejną, nową dziewczyną. Magda trochę poprawiła mi humor, więc zdecydowałyśmy się zjeść w KFC. Jedzenie było jak zwykle pyszne i tuczące.
Sobota i niedziela minęła szybko jak zawsze. W poniedziałek za to zawitałam do mojej szkoły, do Ekonomika i spotkała mnie niemiła niespodzianka: w całej szkole wprost huczało od plotek na temat mnie i Łukasza. To było to, czego nie lubię najbardziej: plotki. No, ale skoro ludzie nie mają własnego życia towarzyskiego to co poradzić. Na długiej przerwie spotkałam się z Pawłem, moim bratem. Zaczęłam rozmowę:
-Paweł, ja już nie daję rady, oni mnie wykończą psychicznie.
-Ej, mała, świat się nie kończy na składzie Stali, zawodnicy zmieniają się i będę się zmieniać. Nic na to nie poradzisz. A poza tym masz Łukaszka- ostatnie zdanie powiedział z ogromną czułością.
Przez niego zaczęłam się śmiać i odpowiedziałam, ale już na poważnie:
- Śmiej, ale Łukasz to tylko przyjaciel. A poza tym…- nie zdążyłam dokończyć, bo przerwał mi dzwonek na lekcje. Musiałam iść do klasy, bo miałam znienawidzony przedmiot, chemię, na który nie mogłam się spóźnić.
Weszłam do klasy kierując się w stronę ostatniej ławki, czyli tam gdzie zwykle siedzę z Ewą. Niestety, dzisiaj jej nie było, więc zapowiadała się chemia spędzona sam-na-sam z telefonem. Usiadłam, rozpakowałam się i przełożyłam telefon z kieszeni do piórnika, żeby łatwiej byłoby mi pisać. Po chwili zobaczyłam, że dosiadł się do mnie Dawid, szkolne ‘ciacho’. Przewróciłam oczami i wzięłam się za odczytywanie sms’ów z telefonu. Oczywiście, nie odpisywałam jedną przerwę i od razu 4 nieprzeczytane wiadomości. Jedna od Magdy, druga od Marty, a kolejne 2 od Łukasza. Od dziewczyny pytania w stylu ‘Co tam?’ czyli to co zwykle, za to Łukasz napisał mi sms’a:
- Nie, przegięliśmy z tą imprezą, a Ci starzy przesadzili z tymi przebraniami… Cały weekend leczyłem się z tej imprezy.’
Kolejny brzmiał:
-’ Ale nie byłem chyba jednak tak pijany, bo widziałem jak krzyżowały się Twoje spojrzenia z Cyranem : *’
Zaczęłam się śmiać. Oczywiście, że nie pamiętał, co mówiłam mu na imprezie. Od razu więc odpisałam:
-’Jakbyś mniej pił, to byś pamiętał, co pisałam. Dlatego pragnę Ci przypomnieć: Marta z nim o czymś gadała, tylko nie miałam okazji spytać się o czym! Idiota : *’
Reszta dnia minęła spokojnie. Po szkole wróciłam do domu, odrobiłam lekcje, wyszłam z psem. Wieczorem stwierdziłam, że zjadłabym coś słodkiego, więc zdecydowałam pójść do Biedronki. Droga była krótka, lecz prowadziła przez niezbyt lubiane przeze mnie osiedle- jednym słowem niebezpieczne. Ubrałam dres i trampki, a włosy związałam w luźną kitkę. Żeby szybciej mieć to z głowy wyszłam z domu.
Po drodze szłam w niezłym nastroju. Nuciłam przy okazji swoją ulubioną piosenkę- Adele ‘Skyfall’. Minęłam jakąś ciemną bramę, gdy ktoś pociągnął mnie za kaptur od bluzy. Poleciałam jak długa na ziemię. Zobaczyłam, że nad moją głową nachyla się dwóch tzw. dresów.
-I co mała? Chodzenie po zmroku chyba nie jest zbyt bezpieczne… Jeszcze ktoś mógłby Cię napaść..- powiedział jeden z nich, po czym oboje zaczęli głośno rechotać. Nie kontaktowałam zbytnio ze strachu, więc patrzyłam tępym wzrokiem przed siebie. Po chwili kątem oka zauważyłam, że jeden chłopak zniknął mi z pola widzenia, a drugiemu na twarzy malował się strach. Gdy podniosłam głowę w zasięgu wzroku nie widziałam już żadnego z nich, za to zauważyłam mężczyznę, który podniósł mnie i przeniósł poza zasięg wzroku dresów.
______________
Nie, nie wierzę w adminów jednej strony. Wyzywają niektóre fanpage, a użytkownicy do tego wyzywają blogi... Jestem ciekawa, czy sami potrafiliby lepiej napisać :x A co do mojego bloga, przyznaję im rację, że jest do dupy, ale niech wymienią go, a nie obrażają wszystkie dziewczyny, przy czym większość z nich ma ogromny talent do pisania! ._.

czwartek, 3 stycznia 2013

Rozdział 2!

                          Zasada ta sama- 2 komentarze kolejny post  : >


Podniosłam rękę do góry i spytałam się nauczyciela od matmy, czy mogę iść do toalety. Po otrzymaniu twierdzącej odpowiedzi wstałam ze swojego miejsca. Z klasy wyszłam spokojnie, ale po schodach biegłam już jak szalona.  Gdy tylko do niego dobiegłam zadałam pytanie:
-A Ty co tutaj robisz?!
-Przyjechałem do Ciebie, nie można już?- odpowiedział pytaniem.
- No można, ale raczej nie w czasie, kiedy powinieneś być w szkole, a poza tym, co z treningami? Powinieneś być w Rzeszowie!
- O mnie Ty się nie martw. Poza tym stęskniłem się za tobą.- mówiąc to uśmiechnął się.- A teraz nie zadawaj więcej pytań, bo mam dla Ciebie niespodziankę. Chodź.
Okazało się, że zabiera mnie na poligon. Kiedy już dotarliśmy zobaczyłam, że był tam już Bartek z Pawłem, Paweł Parys, Adrian Cyfer, Łukasz Cyran i kilku innych których nie znałam. Jednym słowem, byli tam sami chłopacy. Łukasz dodatkowo zachęcił mnie, żebym zaprosiła też trochę koleżanek, żebyśmy tylko z facetami nie siedzieli. W pierwszej kolejności zadzwoniłam po Martę. Dotarła do nas po około 30 minutach, bo miała blisko od siebie z domu. Razem z nią zaczęłyśmy dzwonić po koleżankach: zebrałyśmy około 20. Po wykonanych telefonach, Marta zawołała swojego kuzyna, Cyrana, bo stwierdziła, że musi z nim poważnie porozmawiać. Zostawiając ich samych podeszłam do chłopaków. Usłyszała tylko jedno zdanie które mało mnie nie zwaliło z nóg: ‘ Ostatnio tak się  wkur****, że pękła mi ta guma, że myślałem, że coś rozwalę!’- usłyszałam słowa Adriana. Podchodząc do nich piłam Tymbarka, więc siłą rzeczy się nim zakrztusiłam. Dopiero wtedy oczy wszystkich chłopaków zwróciły się na mnie: prawie jak na komendę zaczęli się głośno śmiać. Nie rozumiałam o co chodzi, więc tylko patrzyłam na każdego po kolei i powoli zaczęłam się zastanawiać, czy może coś ćpali jak mnie nie było.  Gdy wszyscy w miarę się opanowali ‘mój’ Łukasz wytłumaczył mi, że chodziło o gumę, owszem, ale tą w motocyklu. Po tym małym ‘incydencie’ atmosfera była świetna. Ekipa stwierdziła jednak, że przydałby się ktoś jeszcze. Zadzwonili po Partyka i Aleksandra z Zielonej, a do tego przy okazji byli w Szczecinie Pawliccy, więc też zapowiedzieli, że przyjadą. O 19 byliśmy już w pełnym składzie. Powoli zaczynało się robić ciemno więc rozpaliliśmy ognisko. Wtedy zaczęło się sypanie ‘sucharami’ i żartami w stylu: ‘Czym bawi się mały kościotrup? Łopatką!’. Nasz czarny humor czasem naprawdę mnie przeraża. Atmosfera była baaaardzo zabawna. W pewnym momencie stwierdziłyśmy z Martą i Karoliną, że musimy iść ‘za potrzebą’. Roześmiane zaczęłyśmy oddalać się w bardziej odosobnione miejsce. Zadowolone ominęłyśmy krzaki i zaczęłyśmy się kierować na lewo, gdy przed nami wyskoczył POTWÓR wielkości człowieka! Szybciej niż na sprawdzianie z biegania dotarłyśmy do ogniska i zaczęłyśmy krzyczeć jedna przez drugą:
- Potwór! Tam był potwór! Ratuuujcie!- Chłopacy tylko popatrzyli się na nas i odpowiedzieli:
- Potwór? Może lepiej mniej pijcie? A może ćpałyście coś jak tam poszłyście, że takie fazy macie? – oczywiście wszyscy się zaczęli śmiać i nas uspokajać. Niby uspokojone usiadłyśmy przy oknisku, między chłopakami, a i tak ciągle patrzyłyśmy na siebie przestraszonym wzrokiem.
Po jakiś 5 minutach zza krzaków zaczęli wychodzić mężczyźni w czarnych mundurach, jak dla mnie wyglądający jak GESTAPO.
Było ich więcej niż nas. Każdy złapał jedną osobę i powalił ją na ziemie. Ogólnie powstała straszna panika, chyba wszyscy zaczęli krzyczeć. Gdy większości wysiadły już gardła wszystko ucichło i… ‘Gestapowcy’ zaczęli się ŚMIAĆ. Nikt z naszej grupy nie odezwał się słowem. Po chwili poczułam, że uścisk na moich ramionach powoli robi się luźniejszy. Wykorzystując tą chwilę wyswobodziłam się z uścisku i odskoczyłam od napastnika. Reszta ekipy po prostu powoli wstała i otrzepała się, tylko część zrobiła tak jak ja. Mężczyźni, którzy nas zaatakowali, zaczęli ściągać kominiarki. Tego chyba nikt się nie spodziewał: 20 seniorów z najróżniejszych Polskich klubów, oraz Ci, którzy nawet nie jeżdżą w Polsce. Mnie przytrzymywał Niels. Kiedy tylko na niego spojrzałam, z niedowierzaniem, uśmiechnął się do mnie, ale prawie od razu odwrócił wzrok. Nikt nie mógł wydusić słowa, wszyscy tylko patrzyli się jak starsi zawodnicy śmieją się z nas. Pierwsza zdobyłam się na odwagę i zwróciłam się w stronę Kaspra z pytaniem:
-Co tutaj się dzieje?!
- Jak to co? Przyszliśmy Was odwiedzić. To znaczy chłopaków.- powiedział z sarkazmem.
-Jakoś nie przypominam sobie, żeby ktoś od nas Was zapraszał, a poza tym…- nie zdążyłam dokończyć, bo Łukasz mi przerwał:
- Ale skąd wiedzieliście, że tu jesteśmy? A do tego ten pomysł z przebraniami… Masakra, przestraszyliśmy się- powiedział ze śmiechem, jednocześnie uważnie oglądając mnie wzrokiem. Znałam już to spojrzenie. Obawiał się, żebym nie powiedziała jednego słowa za dużo.
- No więc, dowiedzieliśmy się o tej imprezie od Musielaka, który chciał przyjechać, ale niestety nie mógł- wtrącił się do rozmowy Hampel- więc pomysł przyjścia tutaj wypłynął trochę spontanicznie… Tak samo jak kostiumy. Ubraliśmy po prostu czarne koszulki, spodnie i kominiarki– kontynuował- Ale dobra, opowiemy Wam to innym razem. Macie może coś do picia?
Impreza trwała dalej w najlepsze. Wszyscy się zwinęli koło 23, Łukasz odwiózł  mnie, Martę i Ewę do domu. Żadna z nas nie miała ochoty rozmawiać po tym, co się wydarzyło, chociaż trochę już ochłonęłyśmy i nawet zaczęłyśmy żartować. Pożegnałyśmy się i każda poszła w swoją stronę. 
______________
No i znowu jestem : ) Kolejny rozdział oddaję w wasze ręce. Jeżeli to przeczytałeś/aś- zapraszam do komentowania ♥

wtorek, 1 stycznia 2013

Rooozdział 1!


Tak… Nika była bardzo znana w żużlowym świecie, bo jako pierwsza z kobiet zdobyła licencje. Gdybym się odważyła, mogłabym zdawać razem z nią. Niestety, wrodzona nieśmiałość. Dzisiaj wreszcie się zdecydowałam i... udało się! Licencja jest. Ale nie było to takie proste… Przede wszystkim po wielkim zainteresowaniu ‘żużlową kobietą’ nadeszły dla innych dziewczyn dosyć trudne czasy. Tak jak kibice baaardzo Nas wspierają, tak żużlowcy płci przeciwnej… Szkoda gadać. Zastanawiam się do dzisiaj dlaczego tak się dzieje. Myślę, że chodzi o popularność, o to, że kobiety mogą być lepsze od mężczyzn. Nika jest traktowana przez wszystkich zawodników jak legenda, jakby była jedyną w historii żużla kobietą. Wszyscy wiedzą, że tak nie jest, natomiast duża część stara się o tym nie pamiętać. Ja należę do drużyny Stali Gorzów. Nie powiem, zarząd jest cudowny, każdy chce dla mnie jak najlepiej. Trenera chyba też mam najlepszego pod słońcem. Inaczej rzecz się ma z zawodnikami… Dla siebie są wprost cudownie mili, zawsze pożartują, umówią się na lodowisko, basen, razem poćwiczyć. W Stali z dziewczyn jestem na razie sama. Bartek ma przede wszystkim Adriana. Matej koleguje się z Nielsem. Gollob z Kasprzakiem. MJJ ze wszystkimi po trochu…

I tu pojawiam się ja. Nigdy w życiu nie widziałam, żeby ktoś był dla mnie aż tak… Niemiły? Wredny? Nawet nie wiem jak ja mam to opisać… Dużo zrozumiem, ale nie to. Tomek traktuje mnie tak, jakbym nawet nie wiedziała jak motor powinien STAĆ. Z resztą zawodników nie jest wcale lepiej.  Wydaję mi się, że w innych drużynach sytuacja trochę się stabilizuje. Zobaczymy co będzie u mnie.
*~~* 

No i jest średnio. Trener robi co może, żeby pokazać mnie w jak najlepszym świetle, ale to nie robi na nich żadnego wrażenia. Dzisiaj mieliśmy pierwszy wspólny trening. Trener zarządził takie ‘mini zawody’. Polegały na tym, że każdy przynajmniej raz musi pojechać z każdym. Było mniej więcej 20 biegów. I tu chyba była moja największa satysfakcja, bo zdobyłam 3 miejsce! Może i wygląda to słabo, ale przegrałam tylko z Tomkiem i Nielsem. Po tym treningu zmieniło się ‘na lepsze’ tylko u juniorów… Ale i to nieznacznie. Nie rozumiem czemu oni aż tak się na mnie uwzięli. Nawet z zawodnikami z innych drużyn łatwiej idzie się dogadać… Najlepszy kontakt mam z Łukaszem Sówką. W sumie to on zaszczepił we mnie tą pasję do żużla, dzięki niemu nie załamałam się i trwam daje w tym, co robię. Pomaga, jak może. Zawsze znajduję dla mnie czas, ma cierpliwość. I to w nim cenię najbardziej. 
*~~*
Kolejny trening za nami. Mimo, że idzie mi naprawdę dobrze, nie mam u zawodników żadnego szacunku ani poważania. W parze z Matejem  albo Nielsem jeździ mi się świetnie. Za to z Łukaszem Sówką mam świetny kontakt! Rozmawiam z nim codziennie przez telefon, nie ważne co robię. Cieszę się przede wszystkim z tego, że oboje mamy numery z Plusa, bo inaczej palce by mnie bolały od ciągłego pisania wiadomości do niego na klawiaturze. Żałuję, że nie mieszkamy bliżej siebie i nie jeździmy w tym samym klubie… Wiem, że wtedy dużo łatwiej byłoby mi zacząć moją ‘przygodę z żużlem’.
*~~*

 Dzisiaj wstałam bardzo wcześnie, bo po wczorajszym treningu nie miałam siły nawet otworzyć książek. Gdy rano usłyszałam budzik, niezadowolona otworzyłam oczy i spojrzałam na godzinę.  Było baaardzo wcześnie. Podczas odłączania telefonu od ładowarki zauważyłam, że mam jedną nieprzeczytaną wiadomość. Zdziwiłam się, bo jak kładłam się spać nic nie było. Zastanawiałam się kto normalny piszę pomiędzy północą, a 5.30? Po przeczytaniu treści od razu poprawił mi się humor. Oczywiście, był to sms od Łukasza. Napisał o 1: ‘Może byś poszła spać? A nie ciągle na gadu-gadu siedzisz : )’. Domyśliłam się, o co chodziło. Pewnie moja siostra jak zwykle siedziała na moim komputerze,  nie wylogowując się z mojego konta. Ubrałam się szybko i poszła wypuścić psa, żeby się całkiem rozbudzić. Gdy wróciłam do domu powtarzałam wszystkie lekcje gdzieś do 6.40, czyli do czasu, kiedy wszyscy w domu nie wstali.
 Koło 12, na 5 lekcji poczułam wibrację telefonu w kieszeni. Pomyślałam, że to ktoś z moich przyjaciół, jak zwykle, więc niezbyt spieszyłam się z odczytaniem. Gdy już to zrobiłam baaaardzo się zdziwiłam. Była to wiadomość od Łukasza. Napisał mi, żebym wyszła przed szkołę.
__________
To był głupi pomysł, każdy rozdział z osobna. Będą dłuższe, ale będą rzadziej. Kolejny dodam, gdy pojawią się chociaż dwa komentarze. Liczę na szczerą krytykę : )